Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Te wspaniałe maszyny latające. Część II - uzbrojenie strzeleckie

47 122  
325   40  
Po namyśle, zdecydowałem się na tekst o uzbrojeniu pokładowym samolotów. Omówienie samych płatowców za bardzo wymagałoby uzupełniania o detale uzbrojenia i przez to byłoby zbyt mało przejrzyste.

Na początek spójrzmy, czym dysponowano około roku 1910. Istniały ciężkie karabiny maszynowe chłodzone cieczą systemu Maxim, lekkie i ręczne karabiny maszynowe piechoty Lewis i Madsen, i oczywiście cała reszta broni piechoty. Ale na początku i tak to wszystko było za ciężkie. Wprawdzie do pierwszej próby użycia broni na samolocie wykorzystano właśnie Lewisa, ale jednak trudno mówić o uzbrajaniu samolotu, który nawet nie miał porządnych stanowisk załogi (poduszkę pod siedzenie trudno nazwać fotelem).

Pierwsze samoloty użyte na froncie i tak nie były uzbrojone – wykorzystywano je do zwiadu powietrznego, chociaż początkowo ze zmiennym szczęściem. Z początku oficerowie francuscy nie dowierzali lotnikowi i ostrzeliwali pozycje już zdobyte przez swoich, dopóki konny zwiad nie potwierdził powodzenia natarcia. Potem już było lepiej.
Oczywiste jest, że skuteczny zwiad zaczął w końcu armiom przeszkadzać (znaczy, tym skutecznie obserwowanym) i jednak samoloty zaczęto uzbrajać w co się dało. Piloci zabierali broń krótką, obserwatorzy – co tam kto miał, nawet strzelby myśliwskie nieszczególnie dziwiły. Jeśli dobrze pamiętam – pierwszego zestrzelenia powietrznego dokonano z pistoletu Mauser 1893. Były i inne pomysły, któryś z pilotów wlókł za sobą na długiej linie kotwiczkę, żeby drzeć wrogie konstrukcje, inny miał piłę obok płozy ogonowej, ktoś przypiął colta 1911 do słupków międzyskrzydłowych i naciskał na spust kątową dźwignią z grubego drutu (niestety, niektórych zdjęć z literatury nie da się znaleźć na necie), pociąganą sznurkiem... Szybko się jednak zorientowano, że lekka broń maszynowa będzie najlepszym rozwiązaniem.

Pomińmy na razie sprawę samych systemów uzbrojenia. Siłą rzeczy pojawiła się kwestia – jak to umocować na samolocie (kto miał w rękach erkaem, ten wie, że lekkie to nie jest i manewrować w kabinie raczej tym się nie da). Dla maszyn, w których kaem miał służyć do obrony, sprawa była (a przynajmniej wydawała się) dość prosta – postawić go na jakimś trójnogu i gotowe. Tylko że takie rozwiązanie ograniczało ruchomość broni do poniżej 180° w poziomie i max 90° w pionie. Rozwiązanie z dwiema podstawami - przed i za kabiną (patrz RAF FB.2a) - było raczej połowiczne. Szybko pojawiły się bardziej skomplikowane podstawy, przede wszystkim obrotnice – pierścienie, po których z początku jeździły wokół strzelca widełki z zamontowanym karabinem, a później pałąk, który dawał się blokować w pozycji uniesionej, a dopiero na nim montowano przegub z bronią. Takie, nomen omen, postawienie sprawy znacznie rozszerzyło strefę ostrzeliwaną przez pojedyncze stanowisko – do pełnych 360° w poziomie i od 90° do około -70° w pionie (tak, dawało się nawet wychylać broń mocno za burtę w dół). Manewrowanie bronią dodatkowo ułatwiało wprowadzone z czasem sprężynowe odciążanie obrotnic. Gorzej wyglądało ustawienie kaemu w samolotach jednomiejscowych – ma być ruchomy czy nie, i co ze śmigłem?

Na ogół karabin pilota mocowano nieruchomo, pojawiał się jednak problem śmigła. Skrzydła wtedy były zbyt cienkie, żeby zabudowywać uzbrojenie w nich, jak się stało powszechną praktyką już 20 lat później, więc karabiny mocowano na kadłubie. Zanim wymyślono i powszechnie wprowadzono synchronizator, co się zaczęło od 1915 roku (a standardem stało się w 1916), kombinowano z innymi metodami. Anglicy montowali karabin na boku kadłuba skośnie, Francuzi nad górnym płatem (jak się dało) albo na kadłubie przed pilotem, odpowiednio dostosowując (w tym opancerzając) śmigło. Każdy wariant miał zalety i wady: angielski utrudniał celowanie, karabin nad płatem był kłopotliwy w obsłudze (wyobraźcie sobie wstawanie pilota celem wymiany bębna…), a trafianie w opancerzone śmigło powodowało szybsze zużycie silnika przez boczne bicia na wale, nie mówiąc o tym, że śmigło z przewężeniami i nałożonymi pancernymi klinami (odbijały pociski w bok, żeby ograniczyć ryzyko ranienia pilota; zarazem jednak w walkach powietrznych pojęcie „zbłąkanych kul” nie zawsze było widać przenośnią) miało gorsze parametry od normalnego. Z kolei w innym angielskim pomyśle w samolotach napędzanych przez pchające śmigło (o tym będzie w późniejszym artykule), gdy pilot mógł strzelać bezpiecznie, dostał kaem na przegubie. Celowało się z tego paskudnie, więc piloci na własną rękę unieruchamiali karabin, ale nie podobało się to dowództwu, które zawsze wie lepiej… więc opracowano łatwo usuwalne (na wypadek inspekcji) klamry. W końcu jednak i do Ententy zawitały synchronizatory i problem rozwiązał się sam.

Myśliwiec RAF SE.5a – w kadłubie Vickers, nad płatem Lewis na szynie Fostera

 
Myśliwiec Nieuport 11 – karabin nad płatem wyraźnie widoczny

Co ciekawe, Anglicy pomysłowo zmodyfikowali francuską koncepcję karabinu nad płatem. Dzięki pewnemu niskiemu pilotowi, który z trudem dosięgał do wężyka spustu – opracowano szynę sprowadzającą kaem do kabiny dla wymiany bębna; później wystarczało mocno pchnąć karabin, żeby wjechał nad płat i zablokował się tam. Przy okazji szyna ułatwiała atak na samoloty przeciwnika od brzucha, wystarczyło sprowadzić kaem do kabiny i strzelać w górę, przelatując pod wrogą maszyną. Koncepcję powtórzyli Niemcy w II wojnie światowej, tworząc system Schräge Musik.

Warto jeszcze wspomnieć, że Anglicy czasem przenosili kaemy nad płat – były istotne w myśliwcach polujących nad morzem na niemieckie sterowce. Ładowano je amunicją zapalającą i defekt synchronizacji mógł łatwo skończyć się katastrofą. Strzelanie nad śmigłem było tego ryzyka pozbawione, a ponadto synchronizator ograniczał szybkostrzelność broni.

Zanim jeszcze dopowiem o urządzeniach synchronizujących – kilka podstawowych rzeczy o broni automatycznej. Nie wnikając w same mechanizmy automatyki (których jest co najmniej 5, nie licząc tych mniej udanych) broń automatyczna dzieli się na strzelającą z zamka zamkniętego i z zamka otwartego. Przy oddawaniu strzału z zamka zamkniętego po naciśnięciu spustu lekki kurek uderza w iglicę, zamek się cofa, wyrzuca łuskę, podaje nowy nabój, zamyka lufę i broń może znów strzelić; z zamka otwartego – do przodu rusza ciężki zamek, podaje nabój, zamyka lufę, odpala, wyrzuca łuskę i broń jest gotowa do kolejnego strzału. Ponieważ w czasie lotu i walki samolot często manewruje – zamek może dochodzić do lufy wolniej lub szybciej i precyzyjne ustalenie momentu odpalenia, kluczowe dla uniknięcia uszkodzenia śmigła, po prostu diabli biorą. Dlatego do synchronizacji nadają się systemy strzelające z zamka zamkniętego.

Urządzenia synchronizujące, z których pierwsze (Schneidera) powstało jeszcze w roku 1913 (ale działało zawodnie, wybrano właśnie kaem strzelający z zamka otwartego), dzielą się na przerywacze i synchronizatory. Pierwszy zabezpiecza kaem, kiedy ma nie strzelać, drugi naciska spust, kiedy już można. Niby mała różnica… ale np. kaemy systemu Maxim (które wtedy dominowały) lepiej funkcjonowały z synchronizatorem, przerywacz działał o wiele zawodniej, z opóźnieniem blokując spust.

Z początku urządzenia te, sterowane przez krzywki na wale śmigła (jak już pozostało) działały na zasadzie systemu cięgieł i popychaczy; wymagały jednak częstej regulacji, każde twardsze lądowanie mogło skutkować późniejszym wadliwym działaniem. Dopiero Rumun w służbie brytyjskiej, George Constantinesco, skonstruował synchronizator z hydraulicznym przeniesieniem impulsów – system rurek był o wiele łatwiejszy do rozmieszczenia na płatowcu i mało podatny na uszkodzenia.

Więcej poczytacie tu.

Odrębną sprawą było celowanie. O ile, jak już wspomniałem, karabin pilota był nieruchomy i wystarczała tzw. muszka kołowa (czasem zwana kolimatorem) albo celownik optyczny podobny do snajperskich, gdzie pilot w toku treningów i przeżywanych walk uczył się odkładać poprawkę, o tyle kłopotliwe było celowanie do strzelania w bok z wychylonego kaemu strzelca, obserwatora czy kto tam ten ruchomy kaem obsługiwał - sumowały się wektory prędkości pocisku i samolotu. Rzecz z czasem rozwiązano równie prosto: na podstawie muszki mocowano ruchomą muszkę ze skrzydełkiem, mimośrodowo, tak że nazywano ją czasem wiatrowskazem: odchylała się w kierunku lotu samolotu, automatycznie wczytując poprawkę na uśrednioną prędkość: długość ramienia muszki pozostawała w takiej samej proporcji do długości linii celowania (czyli odległości celownik-muszka), w jakiej pozostawały do siebie średnia prędkość samolotu i prędkość początkowa pocisku. Tyle przynajmniej znalazłem w reprincie podręcznika do strzelań powietrznych RFC z 1917 roku...
Oczywiście, nadal we własnym zakresie dodawano poprawkę na kątową prędkość celu.

Ale na broni strzeleckiej się nie skończyło. Już w grudniu 1916 udało się ułożyć 37-milimetrową półautomatyczną armatkę Puteaux (taką samą, jak w czołgu Renault FT i naszych pojazdach pancernych do września 1939) między blokami cylindrów silnika Hispano 8, strzelała przez wydrążony wał śmigła, wchodząc w obudowę przekładni. Samolot budowano seryjnie, jako SPAD XIICa1. Na samolotach wielomiejscowych próbowano również z artylerią zwykłą i bezodrzutową, jednak z uwagi na potężnego kopa lub inne niedogodności (ognisty podmuch z tyłu armaty bezodrzutowej) na eksperymentach się kończyło.

Rysunek – niestety mało czytelny – pokazujący umieszczenie działka względem silnika w SPAD-zie-XII…




...i czytelniejszy, w o 20 lat późniejszym P-39. Zasada ta sama, tylko silnik parę metrów dalej
 

Za to w okresie świetności niemieckich sterowców bombowych myśliwce, głównie francuskie Nieuporty 16 i 17, dozbrajano w rakiety Le Prieur – były to duże race sygnalizacyjne, mające w zamierzeniu zapalać niemieckie aerostaty. Mocowano je skośnie na rozpórkach płatów, po 4 na każdą stronę, a płat w pobliżu pokrywano przeciwpożarowo folią aluminiową. Nie zapominajmy, że ówczesne samoloty były tak naprawdę powleczone prochem bezdymnym – lakier nitro to przecież nitroceluloza rozpuszczona np. w acetonie.

Rakiety Le Prieur, tym razem na samolocie Sopwith Pup


A z czego strzelano?

Na początku z broni piechoty – karabiny maszynowe Lewis, Madsen, Maxim (ten ostatni przerobiony na chłodzenie powietrzne, zwane Spandau), Vickers (jw.), Schwarzlose (jw.), Hotchkiss; potem pojawiły się specjalne lotnicze karabiny maszynowe – Gast (dwulufowy, lufy odpalające naprzemiennie, zamki sprzężone i wzajemnie zależne), Parabellum ze specjalnie dostosowaną obrotnicą, pistolet maszynowy Villar-Perosa (dwulufowy, nadający się wyłącznie do strzelania z podstawy). Maxim i Vickers oraz, wbrew pozorom, całkowicie różny konstrukcyjnie Schwarzlose to karabiny maszynowe o krótkim odrzucie lufy, strzelające z zamka zamkniętego, do końca wojny jedyne synchronizowane. Pozostałe nadawały się do strzelania w sposób nie kolidujący z konstrukcją płatowca, a więc nad śmigłem albo przeznaczone np. dla obserwatora.

Pierwszy lkm Lewis na samolocie Wright




Km Schwarzlose
 


Km Vickers w wersji piechoty



Km Maxim (Spandau) na Fokkerze Dr.I



Km Gast



Km Parabellum na obrotnicy



Obrotnica Scarff z km Lewis na samolocie RAF RE.8. Widoczna muszka-wiatrowskaz



Pistolet maszynowy Villar-Perosa



Rkm Madsen na samolocie Ilia Muromiec


Lektura:
Václav Nemeček – Vojenská letadla, t. I
Tomasz Goworek – Samoloty myśliwskie I wojny światowej

PS 1 Następna część będzie o płatowcach - wczesnych i myśliwskich. To musi potrwać, bo konstrukcji jest o wiele więcej niż typów silników i broni, a i zależności są bardziej pokręcone. Prawdopodobnie temat płatowców lekkich będzie podzielony na co najmniej dwie części.
PS 2 Tak, używam archaicznych form dopełniaczowych liczby mnogiej. Doprecyzowują wypowiedź, kiedy trzeba.
1

Oglądany: 47122x | Komentarzy: 40 | Okejek: 325 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły
Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało