Pracuję w Niemczech, w barze z małym ogródkiem piwnym. Dzisiaj ok. 12 (upał niemiłosierny) przychodzi młody Murzyn z małym dzieckiem (na oko 3 lata) i łamanym angielsko-włoskim pyta czy mam jakiś sok do picia dla dziecka. Wymieniam mu jakie soki mam w ofercie i mówię, że mogę dać mniejszą szklankę, bo standardowa porcja pewnie za duża dla takiego małego szkraba i od razu wspomniałam, że policzę za to połowę ceny - zawrotne 1,2 euro. A facet ze zdziwieniem:
- Co? Tak drogo? Przecież to dla dziecka! Powinnaś za darmo dać.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą