"Wiesz, że facet nie ma racji, ale jak to wyłuskać z rzeczowo brzmiących zdań", czyli skrócony kurs czytania wypowiedzi Janusza Korwina-Mikke na przykładzie felietonu tego ostatniego p.t. "SYMPATYCY MORDERCÓW" SP. Z.N.N. zamieszczonego w "Angorze" nr 48(911) z dn. 2 grudnia 2007.
Kursywą napisano oryginał, niekursywa to mój komentarz.
Na początek uwaga do tytułu: po "Z" nie powinno być kropki. To nie skrót, to cały wyraz. Niby nic, ale felietonista powinien dążyć do doskonałości językowej i wiem, że Janusz Korwin-Mikke tak robi. Żeby nie zaciemniać odbioru nie będę w dalszej części czepiał się niedoskonałości czysto językowych.
W Płocku nadal trwa proces pseudo-ludzi (są "pseudo-kibice", to czemu nie "pseudo-ludzie"?) którzy zamordowali śp. Krzysztofa Odlewnika. Porwali Go dla okupu, więzili kilka miesięcy, torturowali - a gdy okup otrzymali, wrzucili do szamba i gdy sam jakoś nie chciał umrzeć, zatłukli łopatami.
"Kibic" to zachowanie, "człowiek" to przynależność gatunkowa. "Pseudo-kibic" to człowiek, który twierdzi, że kibicuje, a tak naprawdę robi w tym czasie coś innego. Nie da się jednak w żadnym czasie być kimś innym niż człowiekiem, jeśli było się nim od zarania. Właśnie dlatego są "pseudo-kibice", ale nie "pseudo-ludzie".
Skandalem jest, że ten proces nadal trwa: w normalnym państwie po trzech dniach te bandziory dyndałyby rządkiem na szubienicach - a wymyślaliby im przed śmiercią nawet siedzący w kryminale bandyci (bo przecież popsuli interes: kto zapłaci okup, gdy utrwali się przekonanie, że ofiara i tak zostanie zamordowana?!?); kiedyś bandyci mieli swój kodeks honorowy - a ci...
Biorąc pod uwagę stosunek Janusza Korwina-Mikke do roli kobiety, nie dziwię się, że za normalne uważa wyłącznie państwa arabskie (i to nie wszystkie). Wypadałoby to jednak napisać. W większości innych krajów skazanie na karę śmierci - jeśli w ogóle możliwe - jest albo niewykonalne w ciągu trzech dni, albo niewykonywane przez powieszenie. A najczęściej jedno i drugie.
Pseudo-ludzie, powiadam.
Skandalem jest też, oczywiście, że na stryczkach nie zawisną nie tylko po trzech dniach, ale nie zawisną w ogóle - bo grupa przemiłych z pozoru facetów należących do organizacji "Sympatycy Morderców", Sp. z N.N. (z nieograniczoną nieodpowiedzialnością) parę lat temu zniosła karę śmierci - by zachęcić ich do tego czynu. Ci pseudo-ludzie nie mają przecież sumień - co było widać po tym, jak śmieli się na sali sądowej. Takie monstra (a przecież wiadomo, że w społeczeństwie zawsze tacy się trafią) można utrzymać w ryzach tylko strachem: powieszeniem - i to wykonywanym natychmiast, a nie po 40 latach świetnej zabawy w odwołania, rewizje, kasacje - na koszt nas, podatników.
Z paroma zdaniami wypowiedzianymi z absolutną pewnością ("można utrzymać w ryzach tylko strachem") można polemizować, ale tu wkraczamy w labirynt bez wyjścia: każdy zna argumenty obu stron i jest przekonany o wyższości własnych nad cudzymi, jeśli w ogóle interesuje się tą tematyką i ma na podstawie tych argumentów wyrobione zdanie.
Z całą pewnością natomiast mogę stwierdzić jedno: nikt, kto znosił karę śmierci, nie robił tego po to, żeby zachęcać do zabójstw. Wręcz przeciwnie: jeśli mielibyśmy obligatoryjną karę śmierci za zabójstwo, jednokrotnemu zabójcy byłoby wszystko jedno, czy będzie zabijał dalej. W aktualnym systemie tak nie jest.
Tu dodam, że bardzo liczną grupę członków "Sympatyków Morderców", Sp. z N.N. stanowią... prawnicy (a właściwie "lewnicy"). Z bardzo prostego powodu: gdyby takich powieszono po trzech dniach, to ile by zarobili adwokaci, prokuratorzy, sędziowie, eksperci? Tyle, co rodzina bandziora napłacze... A tak, to z tych 11 pseudo-ludzi ze trzydziestu lewników będzie żyło co najmniej dziesięć lat! I o to chodziło, tym lewnikom, gdy walczyli o zniesienie kary śmierci!
Po pierwsze: w momencie, gdy zniesiono w Polsce karę śmierci, nie było możliwe wykonanie jej po trzech dniach. Wręcz przeciwnie: stan prawny był taki, że ostatnie procesy o zbrodnie zagrożone karą śmierci wcale nie trwały krócej, niż obecne grożące dożywociem. Na pewno więc nie o to chodziło, a nawet jeśli - to w znikomym stopniu.
Po drugie: prawnicy (pozwolę sobie tak ich nazywać), którzy znieśli karę śmierci, w większości dawno już nie zarabiają na aktualnych bandziorach.
Wreszcie po trzecie: w systemie proponowanym przez felietonistę prawnicy zajmujący się takimi sprawami szybko by zniknęli z powodu nieubłaganych praw rynku: kto chciałby się zajmować sprawą, na której zarobi nędzne trzy dniówki? A wówczas kto i na jakiej podstawie by sądził? Oczywiście można pytać, po co sądzić morderców, ale dopóki felietonista nie podważy monteskiuszowskiego trójpodziału władzy pytanie to wydaje mi się bezzasadne.
W normalnym, bogobojnym społeczeństwie sprawa jest prosta. Pan Bóg w Dekalogu mówi wyraźnie, że jeśli ktoś zabije podstępnie i umyślnie, to: "...i od ołtarza Mego weźmiesz go - i zabijesz!". A tymczasem ci mordercy zostaną potraktowani na równi np. z kierowcą, który nieumyślnie przejechał przechodnia - bo w "polskim" Kodeksie Karnym nie ma rozróżnienia, między "zabójcą" a "mordercą"!!! Rozumiecie Państwo: w Polsce w ogóle nie ma "morderców"!
Według organizacji "Przyjaciele Morderców", Sp. z N.N.
Po pierwsze: wypadałoby zdecydować się, jak ta mityczna organizacja się nazywa. Tu Sympatycy, tu Przyjaciele, a wszystko w cudzysłowach.
Po drugie: nie sądzę, żeby organizacja o takiej nazwie sądziła, że nie ma morderców.
Po trzecie: polski kodeks karny nie uzna przytoczonego kierowcy za winnego zabójstwa, tylko "nieumyślnego spowodowania śmierci".
Po czwarte: kierowcy, jeśli był trzeźwy, grozi o ile wiem do 8 lat więzienia. Mordercy, czy też zabójcy - od 8 wzwyż. Tylko w skrajnym przypadku więc mogliby być potraktowani tak samo.
Po piąte: mamy państwo oficjalnie świeckie i nie można uzasadniać wyroków sądu Pismem Świętym. Jeśli Autor felietonu uważa, że w "normalnym" państwie tak właśnie powinno się robić, domagam się więcej szacunku dla "Nie sądźcie abyście sądzeni nie byli" oraz dla "Miłujcie nieprzyjaciół swoich".
Ci, co doprowadzili do zniesienia kary śmierci, ci Senatorowie i Posłowie, którzy za tym głosowali, mają krew Krzysztofa Odlewnika na rękach. I powinni być sądzeni jako podżegacze do zbrodni.
Gdyby kara śmierci obowiązywała w Polsce, ci, którzy za nią głosowali, mieliby na rękach krew straceńców. Krew bandziora i krew biznesmena zawsze pozostanie ludzką krwią.
Poza tym: obecne polskie prawodawstwo nie przewiduje żadnej legalnej metody pozbawienia dorosłego człowieka życia. Uważam więc, że niniejszym felietonem Janusz Korwin-Mikke podżega do zbrodni, jaką w dalszym ciągu pozostaje zabójstwo bandziorów.
Polską - i całą prawie Europą - rządzi banda degeneratów, nieznających różnicy między Dobrem a Złem. Do kryminału wędrują ludzie, którzy dadzą klapsa własnemu dziecku, którzy zapalą na przystanku papierosa - a pedofil, który być może nawet nie wyrządził żadnemu dziecku krzywdy, może przy obecnej histerii siedzieć w więzieniu dłużej, niż ci bandyci!!
Nie słyszałem o przypadku wsadzenia pedofila, który nie wyrządził żadnemu dziecku krzywdy. Większość wyrządziła przynajmniej pośrednio: tworząc rynek zbytu na dziecięcą pornografię. Kupując coś automatycznie popierasz ekonomicznie wszystko, co konieczne, aby ów towar powstał.
Oprócz tego pedofilów traktuje się jako potencjalne zagrożenie i wsadza niekiedy na wszelki wypadek: aby zagrożenie nie stało się rzeczywiste. Wsadzenie pedofila, który nie skrzywdził dziecka, jest co do zasady tym samym, co wsadzenie pijanego kierowcy, który nie spowodował żadnego wypadku ani kolizji.
W dodatku ten pedofil będzie przez współwięźniów maltretowany albo i gwałcony - a ci bandyci będą uznanymi przywódcami, będą przez jakieś dziesięć lat bezkarnie odbierać więźniom polowę zawartości paczek (bo morderca ma w więzieniu takie i inne przywileje) - a za jakieś 10-15 lat wyjdą (w krajach Wspólnoty Europejskiej "dożywocie" trwa średnio 7 lat - u nas degeneracja nie posunęła się jeszcze aż tak daleko) - i zapewne, by po wyjściu na wolność mieć parę groszy, porwą np. siostrę Krzysztofa Odlewnika.
Janusz Korwin-Mikke usiłuje wejść w kompetencje władzy ustawodawczej, ponieważ ma (uzasadnione - przyznaję) pretensje do tego, jak działa władza wykonawcza. Jest to pomieszanie kompetencji i z ogólnych przesłanek stosowanie takiego podejścia w praktyce powinno przynieść więcej szkody niż pożytku.
Co do statystyk, to chętnie doszukałbym się jeszcze jednej: jaki odsetek skazanych na dożywocie i zwolnionych warunkowo wraca na drogę zbrodni? Przyznaję, że nie wiem, a mógłby to być ważki argument w takiej dyskusji.
Wreszcie, założenie że mordercy po wyjściu powtórzą scenariusz prowadzi do sytuacji, w której - o ile kara więzienia ma być swoistym gwarantem bezpieczeństwa dla społeczeństwa, a nie tylko prymitywną zemstą - nie można skazywać na niedożywotnie więzienie, bo po odbyciu kary zawsze istnieje groźba recydywy.
Bo niby czemu nie powtórzyć udanej imprezki?
Ja osobiście imprezki, która skończyłaby się dla mnie dziesięcioma latami kryminału, nie uznałbym za udaną.
Niech ci, co twierdzą, że "dożywocie jest gorsze od kary śmierci", wiedzą: morderca ma w więzieniu niezłe życie. A ponadto: ja nie jestem taki okrutny, by domagać się dla nich czegoś gorszego od KS.
To, że JKM nie domaga się dożywocia dla morderców, widać. Naprawdę nie trzeba o tym pisać.
A co do tego, co gorsze... Ja tego nie wiem, bo nigdy nie siedziałem. Zgaduję, że Autor felietonu jest w identycznej sytuacji. Możemy więc albo gdybać, albo wyciągnąć wnioski z obserwacji. Jeśli dożywocie jest lepsze od kary śmierci, (wydaje mi się, iż mogę w ciemno założyć, że kara ograniczonego więzienia tym bardziej), to skąd się biorą ludzie, którzy próbują w więzieniu samobójstw? Dodam, że prób takich na głowę jest znacznie więcej niż wśród ludzi wolnych.
Ja domagam się tylko przywrócenia kary śmierci.
Pozdrawiam,
Kursywą napisano oryginał, niekursywa to mój komentarz.
Na początek uwaga do tytułu: po "Z" nie powinno być kropki. To nie skrót, to cały wyraz. Niby nic, ale felietonista powinien dążyć do doskonałości językowej i wiem, że Janusz Korwin-Mikke tak robi. Żeby nie zaciemniać odbioru nie będę w dalszej części czepiał się niedoskonałości czysto językowych.
W Płocku nadal trwa proces pseudo-ludzi (są "pseudo-kibice", to czemu nie "pseudo-ludzie"?) którzy zamordowali śp. Krzysztofa Odlewnika. Porwali Go dla okupu, więzili kilka miesięcy, torturowali - a gdy okup otrzymali, wrzucili do szamba i gdy sam jakoś nie chciał umrzeć, zatłukli łopatami.
"Kibic" to zachowanie, "człowiek" to przynależność gatunkowa. "Pseudo-kibic" to człowiek, który twierdzi, że kibicuje, a tak naprawdę robi w tym czasie coś innego. Nie da się jednak w żadnym czasie być kimś innym niż człowiekiem, jeśli było się nim od zarania. Właśnie dlatego są "pseudo-kibice", ale nie "pseudo-ludzie".
Skandalem jest, że ten proces nadal trwa: w normalnym państwie po trzech dniach te bandziory dyndałyby rządkiem na szubienicach - a wymyślaliby im przed śmiercią nawet siedzący w kryminale bandyci (bo przecież popsuli interes: kto zapłaci okup, gdy utrwali się przekonanie, że ofiara i tak zostanie zamordowana?!?); kiedyś bandyci mieli swój kodeks honorowy - a ci...
Biorąc pod uwagę stosunek Janusza Korwina-Mikke do roli kobiety, nie dziwię się, że za normalne uważa wyłącznie państwa arabskie (i to nie wszystkie). Wypadałoby to jednak napisać. W większości innych krajów skazanie na karę śmierci - jeśli w ogóle możliwe - jest albo niewykonalne w ciągu trzech dni, albo niewykonywane przez powieszenie. A najczęściej jedno i drugie.
Pseudo-ludzie, powiadam.
Skandalem jest też, oczywiście, że na stryczkach nie zawisną nie tylko po trzech dniach, ale nie zawisną w ogóle - bo grupa przemiłych z pozoru facetów należących do organizacji "Sympatycy Morderców", Sp. z N.N. (z nieograniczoną nieodpowiedzialnością) parę lat temu zniosła karę śmierci - by zachęcić ich do tego czynu. Ci pseudo-ludzie nie mają przecież sumień - co było widać po tym, jak śmieli się na sali sądowej. Takie monstra (a przecież wiadomo, że w społeczeństwie zawsze tacy się trafią) można utrzymać w ryzach tylko strachem: powieszeniem - i to wykonywanym natychmiast, a nie po 40 latach świetnej zabawy w odwołania, rewizje, kasacje - na koszt nas, podatników.
Z paroma zdaniami wypowiedzianymi z absolutną pewnością ("można utrzymać w ryzach tylko strachem") można polemizować, ale tu wkraczamy w labirynt bez wyjścia: każdy zna argumenty obu stron i jest przekonany o wyższości własnych nad cudzymi, jeśli w ogóle interesuje się tą tematyką i ma na podstawie tych argumentów wyrobione zdanie.
Z całą pewnością natomiast mogę stwierdzić jedno: nikt, kto znosił karę śmierci, nie robił tego po to, żeby zachęcać do zabójstw. Wręcz przeciwnie: jeśli mielibyśmy obligatoryjną karę śmierci za zabójstwo, jednokrotnemu zabójcy byłoby wszystko jedno, czy będzie zabijał dalej. W aktualnym systemie tak nie jest.
Tu dodam, że bardzo liczną grupę członków "Sympatyków Morderców", Sp. z N.N. stanowią... prawnicy (a właściwie "lewnicy"). Z bardzo prostego powodu: gdyby takich powieszono po trzech dniach, to ile by zarobili adwokaci, prokuratorzy, sędziowie, eksperci? Tyle, co rodzina bandziora napłacze... A tak, to z tych 11 pseudo-ludzi ze trzydziestu lewników będzie żyło co najmniej dziesięć lat! I o to chodziło, tym lewnikom, gdy walczyli o zniesienie kary śmierci!
Po pierwsze: w momencie, gdy zniesiono w Polsce karę śmierci, nie było możliwe wykonanie jej po trzech dniach. Wręcz przeciwnie: stan prawny był taki, że ostatnie procesy o zbrodnie zagrożone karą śmierci wcale nie trwały krócej, niż obecne grożące dożywociem. Na pewno więc nie o to chodziło, a nawet jeśli - to w znikomym stopniu.
Po drugie: prawnicy (pozwolę sobie tak ich nazywać), którzy znieśli karę śmierci, w większości dawno już nie zarabiają na aktualnych bandziorach.
Wreszcie po trzecie: w systemie proponowanym przez felietonistę prawnicy zajmujący się takimi sprawami szybko by zniknęli z powodu nieubłaganych praw rynku: kto chciałby się zajmować sprawą, na której zarobi nędzne trzy dniówki? A wówczas kto i na jakiej podstawie by sądził? Oczywiście można pytać, po co sądzić morderców, ale dopóki felietonista nie podważy monteskiuszowskiego trójpodziału władzy pytanie to wydaje mi się bezzasadne.
W normalnym, bogobojnym społeczeństwie sprawa jest prosta. Pan Bóg w Dekalogu mówi wyraźnie, że jeśli ktoś zabije podstępnie i umyślnie, to: "...i od ołtarza Mego weźmiesz go - i zabijesz!". A tymczasem ci mordercy zostaną potraktowani na równi np. z kierowcą, który nieumyślnie przejechał przechodnia - bo w "polskim" Kodeksie Karnym nie ma rozróżnienia, między "zabójcą" a "mordercą"!!! Rozumiecie Państwo: w Polsce w ogóle nie ma "morderców"!
Według organizacji "Przyjaciele Morderców", Sp. z N.N.
Po pierwsze: wypadałoby zdecydować się, jak ta mityczna organizacja się nazywa. Tu Sympatycy, tu Przyjaciele, a wszystko w cudzysłowach.
Po drugie: nie sądzę, żeby organizacja o takiej nazwie sądziła, że nie ma morderców.
Po trzecie: polski kodeks karny nie uzna przytoczonego kierowcy za winnego zabójstwa, tylko "nieumyślnego spowodowania śmierci".
Po czwarte: kierowcy, jeśli był trzeźwy, grozi o ile wiem do 8 lat więzienia. Mordercy, czy też zabójcy - od 8 wzwyż. Tylko w skrajnym przypadku więc mogliby być potraktowani tak samo.
Po piąte: mamy państwo oficjalnie świeckie i nie można uzasadniać wyroków sądu Pismem Świętym. Jeśli Autor felietonu uważa, że w "normalnym" państwie tak właśnie powinno się robić, domagam się więcej szacunku dla "Nie sądźcie abyście sądzeni nie byli" oraz dla "Miłujcie nieprzyjaciół swoich".
Ci, co doprowadzili do zniesienia kary śmierci, ci Senatorowie i Posłowie, którzy za tym głosowali, mają krew Krzysztofa Odlewnika na rękach. I powinni być sądzeni jako podżegacze do zbrodni.
Gdyby kara śmierci obowiązywała w Polsce, ci, którzy za nią głosowali, mieliby na rękach krew straceńców. Krew bandziora i krew biznesmena zawsze pozostanie ludzką krwią.
Poza tym: obecne polskie prawodawstwo nie przewiduje żadnej legalnej metody pozbawienia dorosłego człowieka życia. Uważam więc, że niniejszym felietonem Janusz Korwin-Mikke podżega do zbrodni, jaką w dalszym ciągu pozostaje zabójstwo bandziorów.
Polską - i całą prawie Europą - rządzi banda degeneratów, nieznających różnicy między Dobrem a Złem. Do kryminału wędrują ludzie, którzy dadzą klapsa własnemu dziecku, którzy zapalą na przystanku papierosa - a pedofil, który być może nawet nie wyrządził żadnemu dziecku krzywdy, może przy obecnej histerii siedzieć w więzieniu dłużej, niż ci bandyci!!
Nie słyszałem o przypadku wsadzenia pedofila, który nie wyrządził żadnemu dziecku krzywdy. Większość wyrządziła przynajmniej pośrednio: tworząc rynek zbytu na dziecięcą pornografię. Kupując coś automatycznie popierasz ekonomicznie wszystko, co konieczne, aby ów towar powstał.
Oprócz tego pedofilów traktuje się jako potencjalne zagrożenie i wsadza niekiedy na wszelki wypadek: aby zagrożenie nie stało się rzeczywiste. Wsadzenie pedofila, który nie skrzywdził dziecka, jest co do zasady tym samym, co wsadzenie pijanego kierowcy, który nie spowodował żadnego wypadku ani kolizji.
W dodatku ten pedofil będzie przez współwięźniów maltretowany albo i gwałcony - a ci bandyci będą uznanymi przywódcami, będą przez jakieś dziesięć lat bezkarnie odbierać więźniom polowę zawartości paczek (bo morderca ma w więzieniu takie i inne przywileje) - a za jakieś 10-15 lat wyjdą (w krajach Wspólnoty Europejskiej "dożywocie" trwa średnio 7 lat - u nas degeneracja nie posunęła się jeszcze aż tak daleko) - i zapewne, by po wyjściu na wolność mieć parę groszy, porwą np. siostrę Krzysztofa Odlewnika.
Janusz Korwin-Mikke usiłuje wejść w kompetencje władzy ustawodawczej, ponieważ ma (uzasadnione - przyznaję) pretensje do tego, jak działa władza wykonawcza. Jest to pomieszanie kompetencji i z ogólnych przesłanek stosowanie takiego podejścia w praktyce powinno przynieść więcej szkody niż pożytku.
Co do statystyk, to chętnie doszukałbym się jeszcze jednej: jaki odsetek skazanych na dożywocie i zwolnionych warunkowo wraca na drogę zbrodni? Przyznaję, że nie wiem, a mógłby to być ważki argument w takiej dyskusji.
Wreszcie, założenie że mordercy po wyjściu powtórzą scenariusz prowadzi do sytuacji, w której - o ile kara więzienia ma być swoistym gwarantem bezpieczeństwa dla społeczeństwa, a nie tylko prymitywną zemstą - nie można skazywać na niedożywotnie więzienie, bo po odbyciu kary zawsze istnieje groźba recydywy.
Bo niby czemu nie powtórzyć udanej imprezki?
Ja osobiście imprezki, która skończyłaby się dla mnie dziesięcioma latami kryminału, nie uznałbym za udaną.
Niech ci, co twierdzą, że "dożywocie jest gorsze od kary śmierci", wiedzą: morderca ma w więzieniu niezłe życie. A ponadto: ja nie jestem taki okrutny, by domagać się dla nich czegoś gorszego od KS.
To, że JKM nie domaga się dożywocia dla morderców, widać. Naprawdę nie trzeba o tym pisać.
A co do tego, co gorsze... Ja tego nie wiem, bo nigdy nie siedziałem. Zgaduję, że Autor felietonu jest w identycznej sytuacji. Możemy więc albo gdybać, albo wyciągnąć wnioski z obserwacji. Jeśli dożywocie jest lepsze od kary śmierci, (wydaje mi się, iż mogę w ciemno założyć, że kara ograniczonego więzienia tym bardziej), to skąd się biorą ludzie, którzy próbują w więzieniu samobójstw? Dodam, że prób takich na głowę jest znacznie więcej niż wśród ludzi wolnych.
Ja domagam się tylko przywrócenia kary śmierci.
Pozdrawiam,
--
Pietshaq na YouTube