Eh, musieliśmy ją uśpić. Wróciliśmy w sobotę z zakupów, a ona leżała w stanie agonalnym. Szybkie taxi do dyżuru 24h, zastrzyk. Ja wiem, że tak trzeba było, wiem, że już kocina ma po prostu spokój, nie wiem, kurwa jak to napisać, ale jestem zdruzgotany. 21 lat, ja mam 41. Znałem ją dłużej niż pół mojego życia. Ostatnie lata, od lockdownu, praktycznie przebywała ze mną niemal całe dnie. Ot, przy mojej ręce. Ostanie miesiące, a bardziej tygodnie to było dbanie o jej godność, mycie, wycieranie, karmienie z palca czasami. Ale nie cierpiała, to wiem na pewno. Kot się zabrał, a ja nie mogę się pozbyć sprzed oczu ostatniej chwili, kiedy lekarz powiedział, że lepiej żebyśmy na to nie patrzyli jak jej będzie dawał zastrzyk. Pożegnałem się, kurwa zalałem się (tia, jakbym wcześniej nie rył) łzami i wyszliśmy z gabinetu. Najlepsza przyjaciółka, miała dobre, długie życie i bezpieczny dom.
bo czemu nie