Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Forum > Półmisek Literata > Dzielnica koszmarów - fantastyka humorystyczna, lekkostrawne + minikonkursi…
mdsn87
mdsn87 - Superbojownik · przed dinozaurami

Witam. Przedstawiam wam moje debiutowe opowiadanie. Proszę o wyrozumiałość i tylko dobre opinie, no dobra te złe też mogą być, oby konstruktywne. ;) Pisząc to, inspirowałem się widzianymi filmami, przeczytanymi opowiadaniami Pilipiuka i stylem Donata Szyllera w "Martwe dziwki idą do nieba".

No właśnie, ponieważ jest tu bardzo dużo nawiązań do znanych filmów, bajek itd, mały konkursik na zachętę: kto znajdzie najwięcej nawiązań wygrywa. Nagrodą jest wiekuisty splendor i chwała, a jeśli to za mało, zwycięzca może mieć do mnie jedno (w granicach rozsądku) życzenie. (np. daj mi okejkę za to, a za to, zmień zdjęcie na takie, na którym jesteś... - i tu można wymyślać)

(przepraszam, za dziwne odstępy, kopiowałem z edytora tekstu i trochę wyszło dziwnie, oraz za błędy, których nie zauważyłem, kiedy to czytam widzę to co chcę widzieć, a nie co jest na prawdę, do tego dysleksja i mamy ambaras). Dobra koniec biadolenia, czytamy:

Dzielnica Koszmarów.

Mała Dorotka włożyła dorodną dynię do koszyka na zakupy.

-Po co ci to? Zjesz? Zapytała matka.

-Nie. Dziś halloween, chce zrobić świecznik. Odpowiedziała. -Niech ci będzie, ale zrobisz dynię i o dziewiątej śpisz.

-Ale mamo! Adrian się przebierze i będzie chodził po cukierki. Opowiadał mi. Ja też tak chcę.

-Bez dyskusji. Brat jest starszy więc go puszczę. Ty moja droga masz dopiero pięć lat i nie chcę, żebyś miała koszmary.

-Pięć-sręć. Obraziła się mała.

Kierowany dłonią Dorotki i jej ojca nóż, wbił się w skórkę warzywa. Zatoczyli nim koło i otwarli wyciętą przykrywkę. Następnie mała zaczęła wybierać miąższ. Po kilku minutach pomarańczowa kula była pusta.

-Jakie chcesz zrobić oczy? Okrągłe, czy groźne trójkąty? Zapytał tata. -Okrągłe. Uśmiechniętą buzię i dwa wystające zęby. Zaśmiała się.

-I to będzie straszne?

-Nie musi być straszne. Chce żeby była kochana. Córeczka wytłumaczyła.

Była ósma wieczorem, kiedy po kolacji i kąpieli Anna zabrała dziecko do sypialni. Ułożyła Dorotkę w łóżeczku i otuliła kołdrą.

-Zapal świeczkę, boje się ciemności.

-No pewnie. Po to właśnie ją zrobiłaś. Matka wskazała lampion. Jak ją nazwiesz? -Goofy. Bo też ma takie zęby i jest śmieszna. Odparło dziecko.

Halloween to noc dziwów i magii. Większość przestała wierzyć w duchy oraz inne stworzenia świata mroku i bajek. Niestety mylą się. Kiedy świeca zapaliła się, powstał nowy byt. Tułów, ręce i nogi wyrosły pod dynią. Zarówno Anna, ani Dorotka nie mogły tego widzieć. Nieświadomie stworzyły nowego osobnika w innym świecie. Świecie fantazji, gdzie trafiają wszystkie istoty wymyślone przez człowieka

Lądowanie na chodniku nie było przyjemne. Nagi przybysz pomasował obolałe członki.

-Oho! Nowy. Popatrzyła na niego zamiatająca ulicę kobieta. Coś było z nią nie tak. Zielona skóra, wyłupiaste oczy i ten smród Nowy przybysz rozejrzał się dookoła. Na pozór wszystko wydawało się w porządku, ale drobne szczegóły dawały do myślenia. Popatrzył na szyld po drugiej stronie ulicy; Bazyliszek & Meduza co. rzeźby, handel hurt i detal.

-Na. Ubierz to, bo straszysz dzieci. Przerwała mu sprzątaczka i podała kawałek worka na śmieci.

Idź do urzędu dla nowoprzybyłych, tam ci wszystko wytłumaczą. Więzów 3/4. Dodała widząc jego skołowanie.

Dyniogłowy wyrwał dwa otwory w worku i założył ubogi przyodziewek. Podtrzymując nowe gacie ruszył chodnikiem przed siebie. Całe miasto wydawało się niezwykle ponure. Wszystkie drogi i chodniki wyłożone były kostką brukową, jak w latach 1800. Archaiczne lampy gazowe rozświetlały deptak i okoliczne domy. Stalowe antyczne płoty i bramy pokrywała rdza. Prze chwilę myślał, że trafił nie do dawnej epoki. Jednak samochody jeżdżące pomiędzy karetami, świadczyły o tym, że panuje tu dwudziesty pierwszy wiek. Tyle tylko, że mało kto go się trzymał. Nie wiedząc jak trafić pod wskazany adres postanowił zatrzymać taksówkę. Na postoju dla taryf czekał czarny facet na równie czarnym koniu. Odskoczył przerażony, gdy podszedł bliżej okazało się, że koleś nie ma głowy.

-Dokąd, dyniogłowy przyjacielu? Teraz dopiero zauważył, że tajemniczy jeździec posiada łeb. Trzymał go pod pachą i wcale to mu nie przeszkadzało w rozmowie.

-Więzów 3/4.

-Wskakuj. Taksówkarz przesunął się na siodle, robiąc miejsce za sobą.

Koń pędził jak szalony, trzymane jedną ręką lejce naruszały miejscowy kodeks ruchu drogowego. Styl jazdy taryfiarza pozostawiał wiele do życzenia; przekraczał prędkość, a kiedy trafiali na czerwone światła po prostu przelatywał nad nimi. Po dziesięciu minutach jazdy dotarli na obrzeże dzielnicy. Skąd ta pewność? Jedną przecznicę dalej panował zupełnie inny klimat. Tam rosły soczyście zielone drzewa, kiedy te tutaj były szaro bure. Tam świeciło słońce, a na horyzoncie wyrastała tęcza. Tutaj panował półmrok, a po niebie latały nietoperze. Zresztą szyld przy drodze był jednoznaczny. Opuszczasz dzielnicę Horror

-Dwadzieścia pięć pięćdziesiąt. Przewoźnik zażądał opłaty. -Eee? -Inteligentnie odparł pasażer i spuścił zawstydzony wzrok.

-Nie masz waluty?! To jak ty to sobie wyobrażasz? Mam dzieci, gdybym każdego woził za darmo, szybko z małych zombie zamieniłyby się w szkielety.

-Przykro mi, jestem tu nowy. Nic nie wiem. Obiecuję oddać w przyszłości. Przyrzekł zażenowany gapowicz.

-Oho, takiego. Jeździec był wściekły i przeszedł na niemiłe gesty. Jedziemy do Shlomo, on tutaj rządzi. Większość biznesów należy do niego, w tym i mój. Jeśli wrócę bez kasy połamie mi wszystkie kości.

-Nie moja sprawa. Nie dam, bo nie mam! Co zrobisz, zabijesz mnie?

Wielki miecz błysnął złowróżbnie. Klinga przystawiona do gardła była ostra jak brzytwa.

-Coś tak jakby. Wskakuj i nie irytuj mnie. Shlomo może tylko potnie ci ten tępy baniak. Cierpliwość taksówkarza wyczerpała się ostatecznie.

Nie miał wyboru, wskoczył ponownie na konia.

Shlomo był ogrem. Wielkim, zielonym i spasionym monstrum. Sam w sobie był już dość przerażający, ale fakt, że był bossem mafii roztaczał aurę horroru. Trząsł całą dzielnicą koszmarów. Handel prochami, wyłudzenia, porwania, to był jego chleb codzienny. Dla przykrywki prowadził goblińską restaurację i kilka innych interesów. W tym firmę taksówkarską. Shlomo i jego chłopacy siedzieli właśnie na zapleczu restauracji i okładali bejzbolem frajera bez kasy.

-Popatrz na jego ryj. Jest szkaradny, kaprawa morda cwaniaczka. Powiedział gliniany golem i przywalił kijem w dynię. Bity kaszlnął i splunął pestkami.

-Chciałeś wydymać Shlomo? No to teraz Shlomo wydyma cię. Kij znowu opadł boleśnie.

-Ja nic nie wiem! Nie chciałem! Przepraszam! Darł się bity.

-Jak nie wiedziałeś!? Co nie wiedziałeś?! Przesłuchujący dostawał szału. Każdy zna Shlomo i panujące tu zasady.

-Ale ja dopiero się tu pojawiłem. Nie wiem kim jestem, ani skąd się tu wziąłem -Franek, który dzisiaj jest? Shlomo zapytał jednego z pomocników.

-Pierwszy listopad, może mówić prawdę. Odpowiedział wielkolud. Jego ciało pokrywały szwy oddzielające płaty skóry odmiennych karnacji. Dwie elektrody wystawały mu z szyi.

-Sprawdź w bazie danych. Polecił podwładnemu ogr.

-Jest czysty. Nie ma go jeszcze w ewidencji. Powiedział po chwili stukania w klawisze komputera/

-Hymm. Shlomo popadł w zadumę.

Może znajdziemy rozwiązanie. Z punktu widzenia prawa nie istniejesz. Twoja kaprawa morda jest przerażająca. Odpracujesz dług. Powiedział spoglądając w uśmiechniętą buzię dyniogłowego. Stwory mroku boją się takich rzeczy.

-Jak się nazywasz? Zapytał Franek.

-Nie wiem. Pamiętam małą dziewczynkę mówiącą Goofy. Wysapał pobity.

-Ot teraz jesteś Goofy Buźka Pestkowski. Chłopaki wystawią ci lipne papiery na to nazwisko. Powiedział golem. Widząc, że łomot jaki mu spuścił dał się we znaki, pocieszył go: -Spokojnie. Do wesela się zagoi. Każdy z nas tak zaczynał. Graj uczciwie i rób co ci mówią, a niedługo będziesz bogaty. Pan Shlomo potrafi docenić oddanie.

Rozwiązali go i wymusili złożenie przysięgi wierności. Skołowany Buźka potwierdził wszystko, nie widząc innego wyboru.

Tylne drzwi wypadły nieoczekiwanie pod kopnięciem olbrzymiego kopyta. Światło wdarło się na zaplecze, oślepiając trzech

mdsn87
mdsn87 - Superbojownik · przed dinozaurami
Tylne drzwi wypadły nieoczekiwanie pod kopnięciem olbrzymiego kopyta. Światło wdarło się na zaplecze, oślepiając trzech starych i jednego nowego mafiozo. Krępki Minotaur w policyjnym mundurze wkroczył pewnie do środka.

-Rewizja! Huknął.

Czterech podwładnych rozbiegło się po pomieszczeniu. Przerzucali każdy mebel. Obstukiwali ściany i podłogę.

-A to kto? Gliniarz zainteresował się nowym.

-Kuzyn z prowincji. Daj mu spokój Ochwat. Nie po to tu jesteś. Shlomo bronił nowego wspólnika.

-Kuzyn hę? Z gęby nie podobny. Słuchaj dynia, trzymaj się z dala od kłopotów. Będę miał na ciebie oko. Fernando Ochwat wbił twarde spojrzenie krowich oczu w okrągłe oczodoły dyni.

-Mamy szefie. Znowu kura. Skrzat z rangą posterunkowego pokazał trzymane pod pachą zwierze.

-Shlomo, Shlomo. Rozczarowujesz mnie, znowu robisz podrabiane złoto? Myślałem, że już wszystkie kury znoszące złote jajka znaleźliśmy. Ale nie! Ty ciągle skądś je bierzesz.

-Myślałem, że to zwykła. Nie ma jajek, nie ma dowodów. Przedstawił linię obrony gangster.

-Jajek nie ma, ale posiadanie to też wykroczenie. Choć na coś takiego mogę jeszcze przymknąć oko. Skorumpowany glina wyciągnął chciwe łapsko w jednoznacznym geście.

Ogr westchnął i wręczył mu plik banknotów. Bez zbędnych ceregieli wszyscy niebiescy zmyli się szybko.

-Dobrze, że nie poszukali dokładniej, co nie szefie? Golem był wyraźnie zadowolony.

-Ciii. Nie mów więcej przy młodym. Szef go uciszył. Skąd ta krowa cholerna wie takie rzeczy? Już trzeci raz w tym miesiącu wpada na pewniaka No nic. Mam pewną teorię, ale z nią zaczekamy. Frank zabierz Buźkę ze sobą, niech się nauczy co i jak.

-Obskoczyć teren i zebrać podatki, czy coś konkretnego?

-Możecie odwiedzić rzeźnika, zalega już dwa tygodnie. Potem zajrzycie do dziewczynek. Jeśli dyniogłowy się spisze, to jeździe do hrabiego i przekonajcie, że ze związkami zawodowymi się nie targuje

-Dobra młody idziemy.

Podczas drogi Franek wyjaśnił Goofiemu pokrótce zasady; rodzina panuje tylko i wyłącznie w dzielnicy horrorów. Innymi zajmują się pozostałe organizacje. Tutaj mają władzę całkowitą i wolną rękę. Nie tyka się też postaci wyraźnie pochodzących z innej dzielnicy, chyba że mieszkają tu na stałe. Po piętnastu minutach dotarli na miejsce. Wąska alejka była usiana straganami i sklepami wszelkiego rodzaju. Zatrzymali się przed mięsnym. Hannibal Lecter podroby, szynki i wędliny- głosił napis na witrynie. Franek poczekał, aż jego kompan wysiądzie i razem wkroczyli do środka. Właściciel pobladł na widok wielkoluda.

-Siema doktorku. Chyba wiesz po co tu jesteśmy?

-Frank, słuchaj. Potrzebuję jeszcze tygodnia. Oddam z nawiązką. Powiedz Shlomo Rozbijana lada przerwała mu wypowiedź. Rozbite szkło pokryło podłogę

-Czas minął, dobrze znasz zasady. Powiedział osiłek i rozdeptał kilka wątróbek które spadły na ziemię.

-Oddaj kasę po dobroci i już nas nie ma. Buźka chciał poczuć się przydatny.

-Odda, odda. Już moja w tym głowa. Gangster uderzył ręką w kasę jak młotem. Pozbierał rozsypane banknoty i schował do marynarki.

-Potrzebuje tych pieniędzy! Jak zamówię teraz nowy towar?! Rujnujecie mi biznes!-Siwowłosy rzeźnik płakał rzewnie, leżąc bezsilnie na podłodzie. Był żałosny.

-Nie moja sprawa. Lepiej coś wymyśl, bo za miesiąc znowu wrócimy i tym razem doliczymy odsetki za zwłokę.

-Słuchaj, Franek, nie gryzie cię sumienie, że niszczysz uczciwego człowieka. Dyniogłowy zapytał w samochodzie.

-A ciebie tak? Spokojnie, przywykniesz. To na uśmierzenie bólu. Uśmiechnął się, podając nowemu wspólnikowi banknot. Buźka przyjrzał się pieniądzu, dwie stówy. Może bycie gangsterem, rzeczywiście nie jest takie złe. Obraz płaczącego starca zniknął jak ręką odjął.

Nie daleko od ich ostatniego przystanku znajdowała się aleja czerwonych świateł. Sunęli powoli szeroką drogą, przyglądając się pracującym dziewczyną. Jednonoga gnomka puściła oko Goofiemu. Po chwili do okna samochodu podeszła inna pracownica poziomego biznesu.

-Może masz ochotę na zabawę w trochę ostrzejszych klimatach? Zapytała sukubica, strzelając z bata. Buźka wykonał gest odmowy, kręcąc otwartą dłonią i głową równocześnie.

-Wiesz gdzie jest Cindy? -Zapytał Frank.

-Tak, stoi za rogiem. Czekała na ciebie. Odpowiedziała demoniczna prostytutka.

Nie kłamała. Zaraz za skrętem czekała atrakcyjna trollka. Na widok samochodu uśmiechnęła się i podbiegła do nich.

-Cześć Franeczku. Cmoknęła potwora w policzek. Mam coś dla ciebie.

Podała mu zwitek banknotów. Pogadali chwilę o interesach, a kiedy zapewniła, że na razie nikt nie robi kłopotów ruszyli dalej. Kolejny banknot zasilił fundusze młodego przestępcy. W drodze do hrabiego zatrzymali się przy odzieżowym. Frank coś bełkotał, że prawdziwy mafiozo powinien wyglądać reprezentatywnie, a nie chodzić w obskurnym worku. Coś w tym było.

Człowiek dynia wstąpił do sklepu. Ku jego zaskoczeniu nie było tu regałów, ani przebieralni. Tylko lada, katalog i stara baba w spiczastym kapeluszu.

-Musieli przerobić na coś innego i nie zmienili nazwy. Pomyślał. Już miał wychodzić kiedy starucha zaskrzeczała:

-Po ubrania?

Buźka przytaknął.

-To po co ucieka? Niech zobaczy w katalogu i powie co chce.

Nieco zdziwiony otworzył grubą książkę i zaczął przeglądać kolorowe ilustracje. Elegancki trzyczęściowy garnitur wydawał się odpowiedni. Przeczytał cenę. Było go stać. Marna stówka.

-To. Pokazał wybrany produkt.

Baba wyjęła różdżkę i machnęła. Worek zniknął, a na jego miejscu pojawiła się wybrana odzież. Stara Jaga była mistrzem marketingu, redukując zapasy i powierzchnię sklepową mogła oferować świetne ubrania po przystępnych cenach. Tylko za prąd do różdżki musiała płacić.

-Stare zapakować, czy weźmie w ręce? Pokazała worek i podała rachunek. -Nie trzeba, można wyrzucić. Odparł kładąc banknot na ladzie.

-O co chodzi z tym całym hrabią? Goofy próbował zobrazować sobie stan rzeczy. -Stary pierdziel ma udziały w firmie budowlanej. Trzyma ponad połowę więc jest

głównym decydentem. Shlomo rządzi związkami zawodowymi i żąda swojej doli za utrzymanie porządku. Franek cierpliwie tłumaczył

-Ale one nie oddaje? Domyślił się Pestkowski.

-Żeby tylko. Zamiast oddawać nam, skumał się z trzema prosiakami. Daje im połowę naszej taryfy, a one go chronią.

-Trzy prosiaki? Myślałem, że macie monopol w tej dzielnicy.

-Bo tak jest, a te jebane knury przekroczyły granicę. Dlatego trzeba coś z tym zrobić. Śliska sprawa.

-Dlaczego?

-Bo prosiaki są dobre. Bardzo dobre. Kiedy powstawały pierwsze fundamenty tego miasta, założyły firmę budowlaną. Zaczęły stawiać słomiane chatki. Oczywiście nie miały tak łatwo. Wtedy całym miastem trząsł Zły Wilk.

- Zły wilk?

-No nazwisko jak każde inne nie?

-Aha, a ty jak się nazywasz? Pestkowski zrobił się ciekawski.

-Stein. Frank Stein.

-Jesteś Niemcem? Goofy poczuł pewną niechęć.

-Nie, ojciec przyrodni był. Prawdziwego nie znam, więc tak zostało.

-Okej, co z tym panem Wilkiem?

-Zamówił kiziorów z wiatrakami i rozpierdzielił im te szałasy.

-A one postawiły nowe, ale z drewna? Historia wydała się buźce znajoma. -Skąd wiedziałeś? Znasz to?

-Nie, po prostu zgadłem. Mów dalej.

-No więc robią miłe chaty góralskie, a ten bierze i pali im do fundamentu. -Aha. Dyniogłowy podtrzymał rozmowę.

-No to się prosięta wkurzyły i załatwiły wilka na amen. Zabrali jego kasę i postawiły to miasto.

-A co z wilkiem? Nie pozbierał się?

-Powiedzmy tak. Zły wilk śpi teraz z krakenami O jesteśmy. -Szofer pokazał podjazd do domu hrabiego. Facet musiał być bardzo dziany i wcale tego nie ukrywał. Dom należało właściwie nazwać pałacem. Ogromny pojazd, na nim zgodna z tradycją kareta, a w garażu czekała nowoczesna, czarna limuzyna. Musiał słono zapłacić za wytresowane nietoperze latające wokół wierzy. No i ten aparat do tworzenia lokalnej burzy

-Panowie w jakiej sprawie? Przebrany za lokaja strach na wróble otwarł im drzwi samochodu.

-Powiedz Włodkowi, że Shlomo ma interes. Odpowiedział Franek.

-Pan hrabia wyraźnie powiedział, cytuję: Gdyby pojawiły się te szumowiny od Shloma, każ im spierdalać gdz

mdsn87
mdsn87 - Superbojownik · przed dinozaurami
-Pan hrabia wyraźnie powiedział, cytuję: Gdyby pojawiły się te szumowiny od Shloma, każ im spierdalać gdzie Yeti zimuje!. Przekleństwa brzmiały dziwnie, wypowiadane z podniosłym brytyjskim akcentem.

-Tak? Sam spierdalaj. Frank od niechcenia wyciągnął zapalniczkę samochodową i wcisnął ją słomianemu kamerdynerowi pod frak. Musiał być przygotowany, bo zapalniczka była już rozgrzana do czerwoności. W ciągu sekundy lokaj zamienił się w pochodnię, a po kolejnych trzech był już kupką popiołu. Widać hrabia skąpił na napojach, bo był suchy jak pieprz.

-Zabiłeś go! Buźka nie był gotowy na taki szok.

-E tam. Za rok przyślą nowego. Ludzie ciągle wymyślają coś ze strachami na wróble.

-Ludzie? Dynia wykazała zainteresowanie.

-Tak, ludzie. Czego nie wymyślą, trafia tutaj. Nowi mieszkańcy sortowani są według kategorii i spadają do odpowiednich dzielnic. Stein przedstawił mu popularną teorię Skąd się biorą dzieci.

Klapa bagażnika odskoczyła z trzaskiem. Zajrzeli do środka.

-Cholera, trzeba było wziąć karabiny. Franek momentalnie zmarkotniał.

No nic, lepsze to niż gołe pięści. Powiedział podając wspólnikowi obcęgi, a sam dźwignął olbrzymi klucz Francuzki jakiego używa się na budowie do montażu rur.

-Może ja będę gadał? Chcę się wykazać. Buźka zapragnął wreszcie zostać prawdziwym gangsterem.

-Dobra, jak by co, to pomogę. Gangster lubił kiedy podwładni wykazywali inicjatywę.

Stanęli przed drzwiami. Nie miały klamki, kołatki, ani dzwonka. -Ty, jak to się otwiera? Goofy nie potrafił rozgryźć mechanizmu.

-Panowie sobie życzą? Zapytał siedzący na kolumnie, tuż przy drzwiach, granitowy gargulec.

-Panowie chcą żebyś natychmiast otworzył. Buźka zrobił groźną minę.

Widok narzędzi jakie trzymali intruzi przeraził stwora. Mogli go pokruszyć kilkoma ciosami. Chcąc postać kolejnych pięćset lat otworzył drzwi. Nawet jeśli zabiją hrabiego, ktoś kupi dom i robota zostanie. Nie warto było ryzykować.

Wewnątrz nikt ich nie przywitał. Długo nie zwlekając ruszyli w głąb. Gospodarz czekał przy stole w jadalni.

-Witajcie, blah! Spodziewałem się was. Blah! Hrabia ledwo utrzymywał normalny ton głosu. Lęk ściskał go za gardło.

-Nie wątpię. Szkoda tylko, że przy kamerdynerze miałeś inne nastawienie. Pestkowski wyraził krytykę.

-Co z nim zrobiliście?! Blah!

-Powiedzmy, że stał się bardziej sypki. Frank wolał mówić szyfrem. Niewiadomo kto podsłuchuje.

-Sukinsyny! Blah! Drogo mi za to zapłacicie. A tak właściwie to czego chcecie? Blah! Strata podwładnego rozdrażniła go i dodała kurażu.

-Chcemy, żebyś to ty zapłacił. Znasz prawa Shloma. Pięć procent, tak było, jest i będzie.

-Wała, blah! Teraz chronią mnie świnie i biorą tylko połowę.

-Tak? To gdzie są teraz te twoje świnie? Usta dyni wykrzywił sarkastyczny uśmiech kiedy podchodził do wampira.

-Dorwą was! Blah! Nie wywiniecie się bla- Cios w kolano odebrał mu mowę. Gospodarz zawył jak potępiony i padł na ziemię trzymając się za złamaną kość.

-Może zmieniłeś już zdanie? Franek zapytał słodko.

-Nigdy, blah!

-Co on kurna ciągle z tym blah? Zapytał dyniogłowy.

-Nerwica natręctw. Taki tik. Nic poważnego, ale wkurza niemiłosiernie. Wyjaśniał Stein.

Dopiero kiedy wyrwane kły potoczyły się po marmurowej posadzce wampir zmienił decyzję. Będzie musiał jeść przez słomkę dobry miesiąc, póki nie zrobią mu protezy. Choć przy jego majątku nie było to straszne, zawsze lubił drinki ze schłodzonej krwi na lodzie

-Bardzo bobra robota młody! Shlomo był zachwycony.

-To nic. Chyba polubię tą robotę. Byle forsa zawsze się zgadzała. Buźka chował po kieszeniach nową zapłatę.

-Cieszę się, że ci się spodobało. Wolałbyś nie znać drugiej opcji. Słowa bossa przeraziły go trochę.

-Nie bój nic. Teraz jesteś swojak. Jutro pokażę ci jak robimy prochy, ale na razie zdrzemnij się, późno już. Zwolniłem ci pokój na górze, lipne papiery czekają w szufladzie.

Dyniogłowy wyszedł z zaplecza restauracji. Postanowił się jeszcze przejść. Taka ładna noc, aż szkoda ją przeleżeć. Chociaż z drugiej strony tu cały czas jest ciemno, pomyślał. Zrobił rundkę dookoła bloku, podziwiając kłęby pary wylatujące ze studzienek i poszedł na kwaterę. Kiedy spokojnie zasypiał, rozmyślając o spędzonym dniu, na dole rozgrywał się nowy dramat. Znajomy Minotaur znowu złożył wizytę w lokalu. Tym razem nie było tak różowo. Aresztował Franka Steina pod zarzutem ciężkiego pobicia.


Kiedy nad resztą miasta wstawał ranek, budzili się również mieszkańcy dzielnicy horrorów. Goofy zszedł do restauracji, ciekawy co przyniesie nowy dzień.

Atmosfera była napięta, wszyscy czekali tylko na niego. Zebrał się cały zarząd. Niektórych poznał dopiero tego dnia. Kiedy wreszcie przyszedł, zasiedli razem przy stole. Trzeba było obgadać kilka spraw.

-Panowie, mamy w organizacji kreta! Shlomo walnął prosto z mostu.

-Na mnie nie patrz! Obraził się czarny przedstawiciel zwierząt podziemnych. Słynny przemytnik alkoholu i spirytusu, zasłynął w latach sześćdziesiątych metodą podkopów. Czeski akcent był silnie słyszalny.

-Nie o to mi chodzi. Ktoś nosi pluskwę! Szef wytłumaczył łopatologicznie.

-I nie wyjdziemy stąd, dopóki nie dowiem się kto? Jeśli trzeba będzie, rozbierzecie się wszyscy i sam sprawdzę. -Kontynuował.

-To może ja się od razu przyznam. Stary gnom nie widząc ucieczki postanowił zachować resztki honoru. Tak, sypałem was! Co miałem zrobić? Mieli na mnie wyrok. Obiecali mi nową tożsamość i uczciwą pracę w nowo otwartej fabryce czekolady. Wiecie, dzielnica radośniejsza. Pan Charlie, właściciel wydawał się miłym gentelmanem. Błagam nie róbcie moich dzieci sierotami!

-Oddaj ją. Twarz Shloma była jak z kamienia. Głos był spokojny, ale wykluczał sprzeciw.

Gnom pochlipując z cicha wyjął spod koszuli pluskwę. Mały robaczek desperacko walczył o przetrwanie:

-Panowie, spokojnie. Ja już wszystko zapomniałem. Nic więcej nie powiem. Błagał piskliwym głosem.

-Ta jasne. Cichy wrzask rozległ się na chwilę, a potem znikł. Ogr zdrapał resztki flaków z kciuka którym go rozgniótł. Poczym zwrócił się do winnego:

-Jak mogłeś Fredo? Mnie? Kto od lat pomagał ci utrzymać rodzinę? Kto kupił ci te złote zęby kiedy wilkołaki pobiły cię na dworcu?- Nie doczekawszy się odpowiedzi huknął:

-Pytam kto!?

-Ty Shlomo. Wszystko zawdzięczam tobie. Szloch na chwilę zamienił się w mowę. -Właśnie. Ja! A ty co zrobiłeś? Ledwo pomachali ci wyrokiem i wyśpiewałeś wszystko. Judaszu! Boss nie krył rozczarowania.

-Czy nie możesz zdjąć mnie z haka? Ze względu na dawne czasy? Kapuś próbował taktyki na sentyment.

-Niestety Fredo. To jest za grube. Powiedział ze smutkiem, a potem oddał strzał. Głowa gnoma roztrysnęła się na kawałki, ku zgrozie reszty, ochlapując wszystko dookoła.

-Porąbać i rozdać bezdomnym ghulom? Golem przedstawił sprawdzoną metodę pozbywania się ciał.

-Ta, może być. Odpowiedział krecik, widząc, że Shlomo pomimo wszystko żałował przyjaciela.

Dzień do południa upływał powoli. Nic się nie działo. Chłopaki siedzieli zmartwieni porannymi zdarzeniami. Chcąc przerwać grobowy nastrój odezwał się golem:

-Chodź młody, pomożesz mi porcjować prochy.

-Okej.

Poszli razem na zaplecze. Golem otworzył tajną klapę w podłodze. Z otworu wypłynęła łuna złotego światła. Zeszli po drabince do podziemnego laboratorium Goofy rozglądał się po pomieszczeniu z rozwartymi ustami. Całe pomieszczenie było pełne małych klatek. Uwięzione w środku wróżki latały leniwie w klaustrofobicznym więzieniu. Z ich skrzydełek spadał świecący się pył.

-Najlepsza jakość. Wróżki pierwsza klasa. Proszek jest czyściutki, nierozcieńczany gwiezdnym pyłem Powiedział z dumą gliniany stwór.

-Aha, a to kto? Pokazał osobną, złotą klatkę.

-To jest panna Dzwonek. Piotruś miał długi u naszych bukmacherów i ją zastawił. Miesiąc później jakiś pirat uciął mu rękę i nakarmił nią krokodyla. Do teraz siedzi w psychiatryku i raczej już nie wyjdzie, i bardzo dobrze. Ta panna daje najlepszy towar na świecie, tylko na prywatny użytek Shloma. Gdyby ktoś wystawił to na rynek, dostał by patyka za gram.

-Łał! Głowa z dyni przysunęła się bliż

mdsn87
mdsn87 - Superbojownik · przed dinozaurami
-Łał! Głowa z dyni przysunęła się bliżej klatki. Nieletnia ślicznotka w przezroczystej halce latała jak osa i puszczała w ich stronę przekleństwa.

-No. Dobra, do roboty. Bierzesz słoik i otwierasz klatkę. Łapiesz sukę do środka i zamykasz. Potem spokojnie miotełką zbierasz proch na szufelkę i na stół z tym. Wypuszczasz małą spowrotem i jedziesz z następną. Proste jak drut. Golem zaprezentował na przykładzie, jak się poprawie to robi.

-Teraz ty. Podał mu słoik i maskę. Załóż to, żebyś przypadkiem nie wciągnął. Nie, żebyśmy ci skąpili. Skądże, częstuj się ile chcesz. Ale gdybyś wciągnął całą porcję z jednej klatki to umarłbyś prędzej niż padł na podłogę.

Buźka nabrał respektu dla lokalnego dragu. Z początku bał się, że któraś wróżka mu ucieknie, ale szybko nabrał wprawy. Kiedy zebrał ostatnią porcję, przeszli do pakowania. Robili duże worki po dziesięć, dwadzieścia i pięćdziesiąt gram na hurt. Oraz małe szklane rureczki o zawartości jednego grama na handel jednostkowy. Gotowy towar wynieśli do szefa.

-Rozwieziecie to naszym dilerom. Skoro Franek siedzi, pojedziesz z nim. Shlomo wskazał golema. Ja w międzyczasie pójdę zapłacić kaucję i uratuję naszego kumpla.

Jakby na przekór jego słowom otwarły się drzwi i stanął w nich Stein. Chwilowa radość ustąpiła gdy za nim pokazał się jeden z prosiaków.

-Kurwa! Czy tu każdy może tak wleźć?! Rozgniewany szef popatrzył po pracownikach. Nie doczekał odpowiedzi.

Stary kumpel i nieproszony gość weszli do środka. Nie czekając na zaproszenie prosiak usiadł przy stole. Wielkie, pokryte tatuażami bicepsy napięły się i wyglądały jak arbuzy kiedy zgiął łokcie. Paskudna blizna znaczyła oblicze knura, schodząc od czoła, przez oko, aż do kącika ust w którym zwisał niedopałek papierosa.

-Czego chcesz świnio? Golem specjalnie zaakcentował ostatnie słowo, nadając mu wyraz pogardy.

-Nie podziękujecie mi za uwolnienie kumpla? Hoink! Wychrząknął.

-Nie! Sami potrafimy zadbać o naszych kumpli. Nie powinieneś włazić na cudzy teren, coś może ci się przytrafić -Pogroził Shlomo.

-Nie odważycie się! Małe oczka przesunęły się po spojrzeniach wszystkich zgromadzonych.

-Mam ochronę Don Prosiaczka i moich braci. Krzywdząc mnie wypowiecie im wojnę. Wierzcie mi, nie chcecie tego bajzlu, więc dogadajmy się. Trzoda ani przez chwilę nie traciła pewności siebie.

-Mów. Boss w przypływie niesłychanej łaskawości był gotów wysłuchać oferty.

-Zostawcie hrabiego nam. -A w zamian?

-Dostaniecie Buke. Ta mroźna kreatura ni jak nie pasuje do naszego uniwersum. Zaproponował.

-Handel lodem? To nie jest nawet w połowie tak opłacalne jak branża budowlana.

Zapomnij.

-To może

-Nie będzie żadnego może. Bierz dupę w troki i wypierdalaj tam skąd przylazłeś. Shlomo wyciągnął broń i otwarł drzwi w wypraszającym geście.

-Czyli będziecie upierać się przy hrabi? Jeden z trojaczków wolał mieć pewność. -Jak zgadłeś?

-To jeszcze nie koniec! Możecie już kupować materace, bo wojna będzie na pewno! Rozwścieczony prosiak poczerwieniał ze złości i wyszedł trzaskając drzwiami.

-Co teraz zrobimy szefie? Buźka zmartwił się nielicho.

-Musimy działać szybko. Wytłuczemy to bydło hodowlane raz na zawsze. Prosiaczek nas nie tknie, jeśli nie rozwalimy czegoś innego. Sam od dawna zaciera ręce na ich biznes, więc mu pomożemy. Kiedy zobaczy, że nie ma z nami żartów odda arystokratę z pocałowaniem ręki. Ogr przedstawił swój plan.

-Buźka i Franek, idziecie po broń. My pójdziemy po przebrania i jakiś stosowny wóz. Szef wskazał na siebie i glinianego.

Byli tak zaangażowani nowymi zadaniami, że nawet nie zauważyli czerwonej pary oczu w kącie. Podsłuchujący szczurek zdobył nowe sensacyjne informacje. Skoczył w kanalizację i pobiegł tunelami ku granicom dzielnicy. W drodze obliczał ile to sera powinien zażądać za nowe wiadomości. Wszyscy wiedzieli, że gryzonie to najgorsze kapusie

Franek i Buźka stanęli przed sklepem, nie dalej jak dwie przecznice od restauracji. -Sklep myśliwski, u Predatora. Przeczytał na głos Goofy. Nazwy lokali w tym

miejscu przestały go już dziwić. Weźmy na przykład wielki bilbord przy drodze, reklamujący nową książkę: Freddie Kruger- analiza snów, jak pozbyć się koszmarów w tydzień. Jeśli takie rzeczy tu są normą, to dlaczego kosmita niemiałby sprzedawać broni? Pchnęli drzwi. Radosna melodyjka oznajmiła sprzedawcy, że weszli klienci.

-Jest szef? Stein zapytał mrocznego elfa za ladą.

-Nie. Pojechał na urlop polować. Ponoć obcy znowu zagnieździli się na ziemi. -Niedobrze. Dyniogłowy mruknął pod nosem.

-Może ja pomogę? Stary mówił mi co i jak, więc nie krępujcie się. -Czyli wiesz kim jesteśmy?

-Tak. I wiem też ile należy dopłacić za gnata spod lady. Więc nie próbujcie mnie zleszczyć. Widać Predator spodziewał się, że ekipa Shloma zawita w jego skromne progi. Znał też pazerność Franka, dlatego zostawił specjalny cennik swojemu podopiecznemu.

Dwójka mafiozo objuczona jak osły wróciła do bazy. Wykupili spory arsenał. Trzy automaty, osiem dziewiątek, dwa granaty.

-Styknie. Shlomo fachowym okiem ocenił ilość.

Szef zadbał też o wsparcie i zamówił dwóch swoich żołnierzy. Były nimi orki o niezbyt inteligentnym spojrzeniu, ale za to wyśmienici strzelcy i jeszcze lepsi bokserzy. Kilka kolorowych ciuchów leżało przygotowanych na stole. Shlomo rozdał każdemu po przebraniu i masce, poza nowym.

-Co zemną? Pestkowski wyraził swoje zdziwienie.

-Nie potrzebujesz, twoja przerażająca, uśmiechnięta gęba pasuje tu i tam.

Trochę mu było żal, że nie może się wystroić, ale od razu mu przeszło kiedy zobaczył chłopaków. Ledwo powstrzymywał śmiech widząc ich w tych łachach.

Shlomo założył sukienkę w biało niebieską kratkę. Przypudrował twarz na różowo a na głowę wciągnął blond perukę z dwoma warkoczami. Trzymając w ręku laskę pasterską prowadził dwóch orków w kostiumach owiec.

-Pastereczka przytyła trochę, co? Nabijał się z niego Frank.

-Ty popatrz lepiej na siebie. Rzucił zgryźliwie ogr.

Rzeczywiście, czerwony kapturek nigdy nie słynął z dwumetrowego wzrostu i szerokich na półtora metra ramion.

Golem wyglądał całkiem znośnie. Korona na głowie i ciuchy z epoki maiły go upodobnić do księcia.

-Czemuś wybrał dla nas babskie ciuchy?! Transwestyto! Stein wydarł się na szefa. -Bo tylko takie były na stanie, barani łbie! Uderzenie otwartą dłonią w tył głowy przypomniało spoufalającemu się pracownikowi właściwą hierarchię.


Sześciu mafiozo z dzielnicy horrorów pędziło w stronę granicy. Chcieli unikać niepotrzebnej uwagi. Co podczas jazdy cukierkowo różowym oplem tigrą nie było łatwe w ich okolicy. Upchani wewnątrz jak szprotki, co chwila słyszeli trzask, gdy ciśnięty przez przechodnia kamień uderzał w karoserię. Jeszcze chwila i wjadą na teren wroga.

-Coś za łatwo nam idzie. Nikt nas nie poznał? Frank był strasznym pesymistą, kiedy coś się układało od razu węszył podstęp.

-Też mi się to nie podoba. Podzielił jego zdanie Shlomo. Miał problemy z prowadzeniem wozu. Jego oczy nie były przystosowane do południowego słońca. Trzeba było wziąć okulary przeciwsłoneczne, pomyślał poniewczasie.

Jadąc coraz głębiej na obcy teren, pogarszało się ich samopoczucie. Białe zajączki kicające po zielonej trawce wokół cukrowych lasek przyprawiały o mdłości. Frank pozieleniał jeszcze bardziej niż normalnie, na widok chatki z lukrowanym dachem. Wszyscy tutejsi mieszkańcy byli jacyś upośledzeni. Zamiast iść normalnie chodnikiem, woleli podskakiwać radośnie i trzymać się za ręce. Dzieci z wielkimi jak głowa lizakami machały przyjaźnie do podróżnych.

-Szefie, nie wytrzymam! Golem wychylił się przez okno i wypuścił drób. -Trzymajcie się chłopaki. Jesteśmy niedaleko. Ogr starał się podtrzymać wątłe morale.

Miał rację. Ogromna willa ich znienawidzonych wrogów powoli wyrastała na horyzoncie. Dotarli do niej w kilka minut, ale i tak wydało im się to zbyt długie. Sześć kreatur świata mroku stanęło przed domem.

-Naprawdę, to mi się nie podoba. Żadnych strażników? Nawet cerbera nie mają w ogrodzie. Paranoja Franka sięgała zenitu.

-Śmierdzi pułapką na kilometr. Potwierdził jeden z orków.

Shlom

mdsn87
mdsn87 - Superbojownik · przed dinozaurami
Shlomo zdarł przebranie, już go nie potrzebował. Otwarł bagażnik i wydał broń. -Trudno, pułapka czy nie, musimy sobie poradzić.

Ekipa śmiałków efektownie wyważyła drzwi. Wpadli do środka jak huragan. Następnie wbiegli do głównego holu. Fontanna pośrodku była bardzo efektowna. Po jej dwu stronach biegły w górę schody, zataczające przeciwstawne półokręgi. Obydwie drogi prowadziły do dwuskrzydłowych drzwi na szczycie balustrady. Podziwianie kunsztu architektonicznego pozostawili na potem. Dziewięć luf wycelowanych w ich stronę wywołało
skok adrenaliny. Dwie świnie były obecne, trzeciej brakowało. Jako pomoc skrzyknęły siedmiu krasnoludków.

-Rozwalcie frajerów! Knur wykrzyczał komendę. Na te słowa grad pocisków poszybował w stronę zdziwionych mafiozo.

Shlomo i jego kiziory przeżyli już nie raz taką sytuację. Instynktownie odskoczyli na bok. Tego samego refleksu nie wyrobił w sobie jeszcze Buźka. Trafiony w policzek padł nieprzytomny na posadzkę

-Nieeee! Głos Franka przepełnił ból. Polubił tego młodzika, a te świnie go zabiły! Oszalały z wściekłości wypruł zabójczą serię z karabinu. Dwa martwe krasnoludy spadły do fontanny ochlapując wszystko dookoła.

Trwała zażarta strzelanina. Shlomo oddawał pojedyncze strzały, ukrywając się co chwila za kolumną. Ustrzelił jedną świnię, a potem jakaś zbłąkana kula wbiła mu się w ramię. Przeszywający ból, zmusił go do wypuszczenia broni.

Golem nie krył się w ogóle. Nie musiał. Zwykłe kule przelatywały przez jego ciało nie raniąc go w ogóle. Otwory od razu się zasklepiały.

-Amatorzy! Wykrzyczał pod adresem agresorów. Czuł pogardę dla ich niewiedzy. Powinni przynajmniej poświęcić kule, a najlepiej gdyby wykonał je żydowski rusznikarz. Postrzelił ostatnich trzech karłów. Zanim pozostała świnia zarobiła kulkę, ta posłała pocisk w nogę Franka.

-Uff. Raz jeszcze udało się przeżyć. Wyjęczał Ogr. -Ale nie wszystkim. Golem wskazał poległych orków.

-Trudno, tych nam akurat nie brakuje. Całe hordy spływają co roku. Co z młodym? Stein, już maił sprawdzić puls chłopaka, gdy drzwi na piętrze otwarły się z trzaskiem.

Ostatnia z świń, ta sama która odwiedziła ich w restauracji stanęła w szerokim rozkroku. W każdej z racico-dłoni trzymała po automacie na amunicję w talerzach.

-Gińcie sukinsyny! Otwarła ogień. Niestety, nie przemyślała wyboru broni. Dwa olbrzymie karabiny wyglądają niezwykle spektakularnie, ale niestabilizowane drugą ręką lufy podskakiwały chaotycznie. Nie trafiła ani razu, za to po chwili sama zaczęła przypominać sitko. Dopiero dwudziesty pocisk zakończył jej życie.

-I co, ż-ż-ż-żyje? Jąkający się głos był pierwszą rzeczą jaką Buźka usłyszał po przebudzeniu.

-Tak, żyje. Patałachy myślały, że zdechł, ale udało się go nam reanimować. Powiedział głos w ciemności.


Goofy otworzył oczy i zobaczył różową, świńską mordkę nad sobą. Próbował się podnieść, ale został związany.

-Dzi-dzi-dziękuję za odwalenie mokrej roboty. Powiedział prosiaczek. -Gdzie reszta? Dyniogłowy zapragnął znajomego towarzystwa.

-U-u-u-u siebie. Shlomo właśnie dobija targu z hrabią. Myślą, że nie żyjesz i niech tak pozostanie.

-Ale dlaczego? Przed chwilą mi dziękowałeś!

-O-o-oj no! Tak się mó-mó-mówi. Kiedyś sięgnę po ich tereny, więc po co mam im dawać dodatkowych ludzi?

-To po jaką cholerę mnie reanimowałeś?

-Bo-bo-bo jestem sadystą. Uśmiechnął się wrednie jąkała. Nie chcę, żebyś tak po prostu umarł. Muszę dawać przykład okrucieństwa, żeby zacho-cho-chować szacunek.

Goofy dopiero teraz zobaczył, że jego nogi zostały wtopione w cementowy sześcian. Kiedy opadł powoli na dno oceanu rozejrzał się. Szkielet wilka pływał w podobnym obuwiu kilka metrów dalej. Czekał i czekał, ale nic się nie działo. Eh, wszystkie świnie to jednak są amatorzy. Myśleli, że utopią dynię?! Buźka chwycił przepływającą obok rybę młot i spokojnie przeszedł do rąbania trzymającego go klocka. Trochę to potrwa, ale kiedyś wylezie


Koniec?

mdsn87
mdsn87 - Superbojownik · przed dinozaurami
Ponieważ widzę, że brakuje tu pewnych myślników, czytanie może być uciążliwe. Dlatego przesyłam przyjemniejszą wersję w doc'u

https://speedy.sh/u5ehp/Dzielnica-Horrorow.doc

wystarczy w górze okna, za napisem Pobierz, kliknąć w tytuł.

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
Okej, przeczytałam!

Więc tak - na początek powiem, że cała fabuła bardzo fajna, przyjemnie się czyta. Trochę drażni mnie zapis dialogów i jednak akcja nieznacznie kuleje [może jakiś podział na podrozdziały chociaż?] i momentami się gubiłam, bo ciężko było załapać kto do kogo i gdzie mówi.

Ale bardzo spodobał mi się motyw stracha na wróble, gadającego z brytyjskim akcentem

A teraz krytyka :P

PRZECINKI. zacznij ich używać, bo robi się strasznie nieczytelnie momentami.

ORTOGRAFY. Nie chciało mi się na początku, ale później zaczęłam wyłapywać:
Nie daleko - niedaleko!
przyglądając się pracującym dziewczyną - dziewczynOM
otwarł - otworzył
klucz Francuzki - nie wiem, co chciałeś osiągnąć, ale albo 'klucz francuski', albo 'klucz francuzki' - należący do jakiejś Francuzki ;)

FABUŁA.
"-Nieeee! Głos Franka przepełnił ból. Polubił tego młodzika, a te świnie go zabiły! Oszalały z wściekłości wypruł zabójczą serię z karabinu. Dwa martwe krasnoludy spadły do fontanny ochlapując wszystko dookoła."
Wszystko fajnie i w ogóle, ale wygląda na to, że młody był z nimi dwa dni i wątpię, żeby jakikolwiek mafiozo 'oszalał z wściekłości' po takiej stracie :P

I nie chce mi się wymieniać wszystkich zaczerpnięć literaturowych, mam natomiast pytanie - czytałeś Charliego i fabrykę czekolady? :P

mdsn87
mdsn87 - Superbojownik · przed dinozaurami
Nie, nie czytałem ani nie oglądałem Charliego.
Kiedyś bawiłem się w poprawę literówek i dużo poprawiłem, a potem zgubiłem opowiadanie. Udało mi się po dwóch latach odzyskać z czeluści dysku jakąś wersję pierwotną i zapomniałem, że to bez korekt. Miło, że ktoś przeczytał. Dziękuję.

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
Spoko, spoko, fajnie się czytało. Pomysł dobry i godny rozwinięcia, a te zapożyczenia dodają sporo uroku
Forum > Półmisek Literata > Dzielnica koszmarów - fantastyka humorystyczna, lekkostrawne + minikonkursi…
Aby pisać na forum zaloguj się lub zarejestruj