Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Wielka księga zabaw traumatycznych CXXXVII

33 404  
50   1  
Kliknij i zobacz więcej!Jeśli szukasz tu czegoś z czego można się pośmiać zrywając boki - zawiedziesz się. Natomiast jeśli trafiłeś tu szukając ludzi, którzy niemalże trafili do księgi Darwina - zapraszam. Dzisiejszym bohaterom w komplecie udało się przeżyć, choć były i złamania i zranienia...

Nie powtarzajmy tego! Nigdy! Osobom, których psychika nie jest wypaczona stanowczo odradzamy lekturę, pozostałych zapraszamy, im i tak jest wszystko jedno...

PŁYTA

Niedaleko mojego bloku była rozpoczęta budowa. Piękne czasy wielkiej płyty. Piękne fundamenty. Piękny materiał na labirynt. Lat miałem 6.
Oczywiście zakaz (od mamy) nawet zbliżania się do tego miejsca bo "tam jest niebezpiecznie". Pfff. Też mi coś. Co tam mamy mogą wiedzieć. Szukaliśmy i ganialiśmy się z kumplami, albo spieprzaliśmy przed stróżem który obecnością stada dzieciaków na budowie zachwycony nie był. Któregoś razu stróżów było dwóch. więc i uciekać trzeba było intensywniej. Po wydostaniu się na powierzchnię, żeby trudniej nas było dorwać wszyscy w różnych kierunkach się udali. Idąc już spokojnie po płytach, jak cwaniaczek włożyłem ręce do kieszeni. Jeszcze raz chciałem sprawdzić czy nikogo na "ogonie" nie mam i...
Płyta... Płyta... Płyta... Nie ma płyty... Płyta.
Zrobiłem krok w tą dziurę. Poleciałem wprost głową na krawędź płyty kolejnej. Przywaliłem z taką siłą że na tej głowie na chwilę zawisłem, bo udało mi się nie spaść (co istotne), wyciągnąć w tym zwisie ręce z kieszeni i się podciągnąć. Pierwsze wrażenie - ja pierniczę nie mam oka! (okazało się że rzeka krwi mnie zalała i ciężko przez tą rzekę coś było zobaczyć). Udało mi się jeszcze zejść z fundamentów... Później pamiętam kolesia który niósł mnie na rękach do domu. Udało mi się powiedzieć gdzie mieszkam i moje proszenie go "Tylko nie mów mamie że to na budowie! Nie na budowie! Wywaliłem się! na rowerku! Ale nie na budowie!.
Później trzęsąca się mama i szpital.
Osiem godzin operacji. Trepanacja czaszki. W małej głowie dziura 2 na 3cm (wycięta kość). Ale pani chirurg wkomponowała bliznę między zmarszczki na czole. A głowa po tylu latach się zarosła. Po dwóch tygodniach wyszedłem ze szpitala. Poszedłem z dziadkiem na miejsce "zdarzenia" (już doskonale ogrodzonego). Na dole tej dziury leżały takie wielkie sztaby betonowe z wystającymi drutami zbrojeniowymi. Wystającymi pionowo w górę.

JENIEC

Inna budowa. Parę lat później, ale ciągle piękna, wielka płyta. Ciągle piękne fundamenty. Labirynty są dobre dla dzieciaków, a dla starych chłopów 10 latków konkretna jest wojna. W ciemnych korytarzach była masa drutów więc często się zdarzało że ktoś się na nie lekko nadziewał. Ktoś po ciemku rozwalał sobie nos. Ktoś wpadał po pas do wody. Jak to na wojnie. Co jest jeszcze na wojnie? Ano któryś z kolegów wojaków wpadł na genialny pomysł - "porywania przeciwników" (diabelska telewizja). Któregoś razu ruscy mnie złapali i do tych drutów przywiązali. No trudno. Nie "strzelałem" z patyka przez czas jakiś bo mnie tam zostawili na chwil "parę".
Ale przy kolejnym wojennym wypadzie postanowiłem się na taką okoliczność zabezpieczyć. Oglądanie bondów i wojenno-szpiegowskich dzieł w TV zaowocowało iście szpiegowskim zagraniem - przyklejeniem żyletki nad kostką (inna sprawa, że nie wiem jak przywiązany chciałbym się do niej dostać ale wtedy o tym nie pomyślałem). Po paru godzinach ostrych walk w których w żadną zasadzkę nie wpadłem poszliśmy z chłopakami grać w piłkę.
Szybko mi się mokro w bucie zrobiło..
Żyletką się trochę odkleiła, a trafiona piłką pięknie się wbiła i wyrwała spory kawał mięsa...
Mama do krwi mojej przyzwyczajona więc na domowym opatrunku się skończyło, ale blizna jest do dziś.

MECZ

Lat bodaj 12. Ważny mecz na asfaltowym boisku (takie wielkości do ręcznej) takim, że już wtedy umieliśmy przekopać piłkę na jego koniec. Ja na bramce. Wykop bramkarza z drugiej strony. Piłka wysoko kozłuje. Ja wybiegam na przedpole żeby ją wybić. Z drugiej strony goni ją napastnik przeciwnika. Wysoki (dobre 150cm), wyskakuje żeby ją zgłówkować i mnie przelobować.
Ja wyskakuję żeby mu ją wybić.
Nie wiem co się stało z piłką. Wiem za to, że jego broda zatrzymała się na moim czole, a jego górna szczęka zaatakowała moje "nadczole". Jego jedynki wbiły się we mnie, ale ponieważ na siebie wpadliśmy, to musieliśmy się od siebie odbić.. Wiec kawałek MNIE - zabrał na swoich zębach.
2 drużyny mnie do domu odprowadziły. Tzn ja krwawiłem na drogę, a oni szli za mną. Do bloku, klatki i mieszkania.. Genialna sąsiadka z dołu na ranie położyła mi mokrą szmatę z łazienki i zadzwoniła do mojej mamy - "Bo syn ma dziurę w głowie"...
Mama prawie zawałem to przypłaciła. Najpierw po telefonie, a później w drodze do domu. Chodnik do klatki - w krwi. Przy drzwiach kałuża. Schody i ściany w klatce zachlapane...
Ale co to za dziurka była w porównaniu do poprzedniej. Skończyło się na małym goleniu głowy i sporym plastrze.

by Zielony @

* * * * *

PRZYSPIESZYŁ

Miałem około 12-13 lat, byłem z starymi na wakacjach rowerowych w jakimś miasteczku, obok jakiegoś parku, często jeździliśmy po przeróżnych polach, lasach, dróżkach itp. Któregoś dnia jadąc właśnie poprzez takie pole, na rowerze, byłem strasznie zmęczony, próbowałem przyśpieszyć jazdę kopiąc szprychy przedniego koła, przypadkowo wsadziłem głębiej nogę przy prędkości około 20 km/h, i świat nagle zawirował. Zrobiłem SALTO na rowerze, może nie do końca, wylądowałem na plecach z rowerem na sobie, na szczęście niezbyt ucierpiałem, szrama na nodze, jednak na rowerze do dnia dzisiejszego pozostały zadrapania, była to jedna z wielu zabaw które mogłem gorzej przypłacić.

by Dziguseek

* * * * *

NOWA DESKA

Sprawa była dosyć prosta, kilku kolegów deskorolki i duuuża górka. Mieliśmy może po 14 latek, była straszna moda na jazdę na desce, a że dostałem właśnie nową od cioteczki z RFN okazja do sprawdzenia nowego sprzętu była wyśmienita. Tak więc zjazd z górki, kto pierwszy na dole.. Tak jestem pierwszy, najszybszy....Patrząc do tyłu na kolegów nie zauważyłem trzepaka. Szybki unik w ostatniej chwili, muśnięcie głową w dolną kantówkę od tego żelastwa, i leżę. W głowie mi szumi, czuję, że żyję. Zbiegowisko ludzi, pełno krwi. Nie tracę przytomności. Koledzy prawie poumierali ze strachu, pogotowie i 6cm rany, 12 szwów i czapeczka. Lekarz powiedział "Jeszcze centymetr i byś się całkiem oskalpował".

by Paco_x

* * * * *

SAMOLOT

Miałem może ze 4 lata, nie miałem wtedy jeszcze rodzeństwa, więc musiałem sobie jakoś sam radzić w doborze zabaw. Pewnego dnia rodzice gdzieś wyjechali i zostawili mnie pod opiekom babci, a babcia, że już starszą osobą była usiadła w kuchni i cos tam sobie dziergała. Ja jakże kreatywny porozstawiałem sobie stołki jako przeszkody i bawiłem się w samolot, okręcając się wokół własnej osi i omijając je. Po kilku minutach zaczęły się zawroty głowy. Wylądowałem na jednej z przeszkód, czołem na kancie. Utraciłem przytomność. Obudziłem się na pogotowiu. Założyli mi 2 szwy, a centymetrowa bliznę mam do dziś.

WYWARŁ WRAŻENIE

Innym razem czasy gimnazjum, lekcja wf, gramy sobie w kosza, biegnę z piłką i jednocześnie drę się do kumpla, który stał na prawym skrzydle, by podbiegł pod kosz. W tym samym momencie łokieć kumpla z przeciwnej drużyny, który chciał mnie "zablokować" wylądował z całym impetem na moim podbródku, co spowodowało przegryzienie języka. Doszedłem do łazienki plując krwią. WueFista od razu zareagował wyprowadzając mnie ze szkoły, w celu zawiezienia na pogotowie. Przy wyjściu natknąłem się na 2 koleżanki z klasy, a one jak to baby, od razu "Boże co się stało?" (dodam, że się strasznie blady zrobiłem i nie mogłem mówić, bo mi jęzor totalnie zdrętwiał). Po prostu pokazałem im język, rozcięty i cały we krwi. W szpitalu założyli mi dwa szwy i nie mogłem jeść przez 3 dni ale mina i pisk koleżanek - bezcenne

by Apuch @

* * * * *

POCHWALIŁ SIĘ

Będąc może 5-6 letnim dziecięciem nauczyłem się jeździć na rowerze. Jak każdy dzieciak w takim wieku byłem bardzo zadowolony z nabycia tej umiejętności. No i przyszło mi się nią pochwalić przed rodziną. Nie wiem co mi wtedy strzeliło do łba, kiedy jadąc po ulicy moim nowym, żółtym bmx-em obróciłem głowę za siebie i zobaczyłem nadjeżdżającego tir-a. Moje ręce nawet nie wiedzieć kiedy zaczęły skręcać kierownica w prawo... No i wjechałem w rów pełen kamieni oraz pokrzyw... A trzeba zaznaczyć, ze było lato i miałem na sobie t-shirt bez rękawków i krótkie spodenki... Jak łatwo się domyślić wyszedłem z rowu cały pokryty bąblami oraz kilkoma efektownymi ranami na kolanach i łokciach, a na dodatek z rozwalonym lukiem brwiowym w który wyrżnąłem kamieniem. Miny moich wszystkich ciotek, wujków, babci etc. były niezapomniane kiedy zobaczyli cała moja twarz we krwi.

by M.S. @

* * * * *

GRUNT TO DOBRA AMORTYZACJA

Miałem może 5 - 7 lat. Będąc u dziadków wpadłem na pomysł skakania przez linkę zawieszoną pomiędzy dwoma słupkami. Jako amortyzację w razie upadku dałem... kocyk. Po dłuższym skakaniu, podniosłem wysokość, na której zawieszona była linka, jak również próbowałem robić coraz bardziej akrobatyczne figury w powietrzu. Aż w końcu zahaczyłem o linkę. Bardzo byłem zdziwiony, gdyż kocyk, niewiadomo czemu, nie zamortyzował upadku. Efekt - złamanie lewego obojczyka (dzięki temu nauczyłem się rozróżniać lewą od prawej).

OBÓZ NARCIARSKI

Mając 13 lat, pojechałem na obóz narciarski do Słowacji. W pierwszym dniu, gdzieś przy 10-12 zjeździe, wpadłem na pomysł znacznego rozpędzenia się na końcówce "ścianki" przed płaskim odcinkiem trasy. A więc rozpędzam się i nagle czuje, że narta mi się w miejscu zatrzymała. Później widziałem już tylko chmury śniegu... Z relacji wiem, że najpierw się trochę "porolowałem", następnie wybiło mnie w powietrze, a później jakieś 3 - 4 fikołki. Jako, że wydarzyło się to na początku stoku, dalszą część trasy musiałem pokonać podpierając się o znacznie wyższego wuefistę mając złamanie prawego obojczyka z przesunięciem. A już naprawdę nie wiem kto wymyślił 4 progi zwalniające przed szpitalem. Zaiste bardzo przyjemnie je się pokonuje gdy ma się kość założoną na kość. Końcowy bilans - zakończenie zimowiska w pierwszym dniu, 13 dni hospitalizacji, założenie druta na obojczyk i 5 rentegenów w ciągu tygodnia.

GANIANY

Pewnego dnia bawiłem się w "ganianego" przed szkołą. Oczywiście ja goniłem. Gonię więc kogoś. Ta osoba zaraz za żywopłotem skręciła w bok (za żywopłotem był, prostopadle do niego, płot). Oczywiście ja nie zdążyłem skręcić, co skończyło się przygrzmoceniem w metalowy słupek o przekroju kwadratu, rozciętym czołem i niezapomnianymi padającymi przed oczami kroplami krwi, gdy biegłem do higienistki.

by Dzemus @

* * * * *

PRZEGRAŁ

Gdy miałem koło 7 lat miałem przebudowę domu. Panowie coś robili z dachem i na podwórku był stos desek. Jako, że były wakacje ze znajomymi bawiłem się w chowanego. Wyskakuję z mej kryjówki chcąc biec się zaklepać. Niestety w tym momencie widzę tego co szukał. Zaczynam się cofać żeby mnie nie zauważył pilnie go obserwując. W tym momencie wpadłem na te deski, potknąłem się i poleciałem do tyłu, traf chciał, że w deskach były gwoździe. Takowy wbij mi się w któryś pośladek tak na centymetr. Efekt: nie mogłem siedzieć przez tydzień i oczywiście przegrałem w chowanego.

by Falcrum01 @

Traumatycy i wszyscy inni przeżywające mrożące krew w żyłach przygody! To seria o Was i dla Was! Klikaj w ten linek i pisz! Opisz naprawdę traumatyczną historię, która zagości na stronie głównej i którą przeczytają tysiące ludzi! W tytule maila wpisz WKZT, to mi bardzo ułatwi zbieranie opowiadań.

UWAGA! Znaczek @ występuje przy nickach osób, które nie założyły sobie (jeszcze) konta na najlepszej stronie z humorem na świecie!

Oglądany: 33404x | Komentarzy: 1 | Okejek: 50 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

27.04

26.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało