Ślub mojej córki. Nikt nie pojawił się na wieczorze panieńskim poprzedniego wieczoru. Pan młody miał grypę w dniu ślubu i wymiotował w toalecie. Druhna miała atak podczas ceremonii. Była pana młodego pojawiła się i zrujnowała pierwszy taniec. I ktoś zapomniał zaprosić rodzoną matkę pana młodego na ceremonię i ją przegapiła.
Muzyka na wesele została nagrana przez państwa młodych, którzy nie byli piosenkarzami. Zasadniczo było to wcześniej nagrane karaoke. W dodatku dość kiepskie.
Moja szwagierka podczas toastu na moim ślubie ogłosiła, że jest w ciąży. Nikomu się to nie spodobało i mieliśmy przez to zrujnowane przyjęcie.
W dniu mojego ślubu moja teściowa, która jest alkoholiczką, kompletnie się upiła, spadła ze schodów, straciła przytomność i przestała oddychać. Byłam wtedy w 36. tygodniu ciąży i musiałam przeprowadzić resuscytację. Odzyskała przytomność po kilku uciśnięciach klatki piersiowej. Kiedy przyjechali ratownicy, zaczęła ich obrażać i wyzywać. To był najgorszy dzień. Mimo to jestem szczęśliwa w małżeństwie z moim wspaniałym mężem. Mogę sobie tylko wyobrażać, jak trudne miał dzieciństwo.
Zabrakło jedzenia dla ostatnich 2 stolików, przy których akurat siedzieli współpracownicy panny młodej. Musieliśmy zamówić pizzę i zapłacić za nią sami. Rodzina panny młodej odmówiła pokrycia kosztów. Dobrych wesel się nie pamięta, ale te złe zostają w pamięci na zawsze.
Miałam wziąć udział w przyjęciu ślubnym. Para młoda powiedziała, że atmosfera będzie luzacka i mam po prostu pojawić się w dniu ślubu w czymś „elegancko-codziennym”, w czym będę czuła się dobrze. Przyjechałam i zobaczyłam ludzi w dopasowanych do siebie eleganckich strojach z kotylionami, bukietami i całą resztą. Wtedy zrozumiałam, że młodzi nie mieli chyba odwagi powiedzieć mi, że jednak nie chcą, abym brała w tym bezpośredni udział. Zabraliśmy z mężem swój prezent, wymeldowaliśmy się z hotelu, za który zresztą sami zapłaciliśmy na ich wyraźne polecenie (i do którego odwołali transport, bo „zapomnieli, że się tam zatrzymaliśmy”) i przejechaliśmy 800 km z powrotem do domu. Nie przyjaźnię się już z żadną z tych osób i dzięki Bogu.
Dawno temu zostałam zaproszona na ślub kolegi z czasów studiów. Zaproszenie było bardzo eleganckie, więc założyłam elegancką sukienkę, a mąż garnitur. Mieliśmy trudności ze znalezieniem miejsca, a gdy w końcu dotarliśmy, okazało się, że wesele odbywa się na... pastwisku dla koni. Pachniało obornikiem, a do tego był wyjątkowo upalny letni dzień, więc warunki były fatalne. Szukaliśmy pana młodego, aby złożyć gratulacje, ale znaleźliśmy go ubranego w szorty i T-shirt, grającego w piłkę z kolegami. A panna młoda? Nigdzie jej nie było. Okazało się, że wzięli ślub wcześniej tego samego dnia, a ona poszła się zdrzemnąć. Dotarliśmy dobre 45 minut przed godziną wskazaną na zaproszeniu. Na obiad były głównie ziemniaki, które wydawano w prowizorycznym barze na samym środku pastwiska, a na pozostałym jedzeniu i przystawkach siedziały tysiące much. Tego było już za wiele i opuściliśmy imprezę.
Ślub miał się odbyć na wschodnim wybrzeżu [USA]. Miało to być ogromne, kosztowne przyjęcie, które było planowane przez dwa lata. Drużbowie i druhny przyjechali z różnych odległych stron, aby wziąć udział w tym ważnym dniu. Podczas próbnej weselnej kolacji (wieczór przed ceremonią) panna młoda przeprosiła gości i oznajmiła, że nie będzie ślubu. Nie wiadomo dlaczego.
Sześć miesięcy później przyjaciele dowiedzieli się, że para zamierza ponownie spróbować wziąć ślub. Aby uniknąć stresu, zdecydowali się na skromny ślub cywilny i poprosili o obecność kilku wybranych znajomych z planowanego wcześniej wesela. W dniu ślubu panna młoda ogłosiła, że jednak nie może wyjść za mąż w urzędzie.
Rok później. Para oznajmia, że przeszli intensywną terapię dla par i teraz planują ślub na Hawajach! Spodziewali się, że wszyscy polecą tam, aby wesprzeć ich w odnowionym związku. Członkowie rodziny i część drużby z pierwszego planowanego wesela polecieli na miejsce. W momencie, gdy wszyscy zebrali się na plaży, panna młoda ogłosiła, że ślubu nie będzie i zachęciła wszystkich do „udanego pobytu na Hawajach!”. Niedługo potem pan młody zakończył związek.
I tak naprawdę długo wytrzymał.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą