Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Jak szuka się duchów w XXI wieku

44 708  
76   51  
Ludzie od zarania dziejów chcieli dowiedzieć się, czy duchy istnieją. Metody się zmieniają, ciekawość pozostaje. Rozmawiałam z grupą, która szuka duchów w nowoczesnym stylu.


Ludzie naprawdę wierzą w duchy

Agencja SW Research przeprowadziła badanie dotyczące wiary w zjawiska nadprzyrodzone, z którego wynika, że można podzielić Polaków na trzy grupy – 60% osób uważa, że „nie ma czegoś takiego”. Mniejsza część myśli „no ba, że duchy i takie tam istnieją”, a pozostała reszta nie wyklucza istnienia zjawisk paranormalnych, jednak woli, żeby dało się to wyjaśnić racjonalnie.

Najbardziej wierzy się w to, co da się przynajmniej w połowie wyjaśnić. Dla porównania, 45% Amerykanów i 34% Brytyjczyków wierzy w istnienie duchów. Może dlatego taką popularnością na całym świecie cieszą się paranormalne wyprawy, gdzie nagrywane są dziwy, które można interpretować zarówno jako duchy, jak i drobne oszustwa światła.

Trzeba się przygotować

Według powyższego badania, większość osób historie o duchach słyszy z drugiej ręki. Dlatego powstaje pytanie – duchy istnieją? Czy to, co uznaje się za duchy, nimi jest? I dlaczego by tego nie zbadać w sposób, który byłby czymś więcej, niż przypuszczeniem „tak, to z pewnością była zjawa. Przecież przeciąg by mi tych drzwi nie zamknął”.



Badanie zjawisk paranormalnych to nie jest jedynie wejście do jakiegoś budynku i czekanie, aż coś się pojawi. Trzeba się do sprawy porządnie przygotować. Spotkałam się z grupą Mystery Hunters, która do sprawy podchodzi na poważnie, używając naukowego podejścia. Mniej więcej naukowego, bo w przypadku zjawisk paranormalnych trudno o normalizację wyników. Ale istnieją pewne wytyczne, którymi się tacy badacze kierują. Z jednej strony trzeba się dowiedzieć jak najwięcej o miejscu, do którego się idzie. Z drugiej, zbierać dostępną wiedzę na temat zjawisk nadprzyrodzonych.

Przykładowo, MH polecają prace Eda i Lorraine Warrenów. Trzeba naczytać się o polach elektromagnetycznych, wahaniach temperatury, żeby wiedzieć, na co zwracać uwagę. I wbrew temu, co pokazują programy telewizyjne, nie każda wyprawa do miejsca podobno nawiedzonego obfituje w nagrania zjaw (kto by się tego spodziewał). Trzeba mieć cierpliwość.



No i okazuje się, że nie trzeba robić tego nocą. Zapytałam o to MH – filmowanie po ciemku jest ciekawsze dla odbiorców. Jeśli coś jest nawiedzone, to jest nawiedzone przez całą dobę.

Nie jest to tania sprawa

Kiedy ktoś chce się zabrać za sprawę porządnie, nie wystarczy, że wejdzie do jakiejś ruiny ze świeczką i zacznie wołać „halo, halo, jest tu kto”, oczekując, że jakiś duch zaraz zaprosi go na herbatę albo rzuci w niego garnkiem.

I zdecydowanie nie korzysta się z narzędzi „tylko do szukania duchów, 100% skuteczności”. Są to normalne urządzenia, takie, jakich używa się w mniej nietypowych sytuacjach.
MH zademonstrowali mi swój sprzęt i jak się okazuje, nie jest to byle co. Całkowity koszt ich walizeczki wynosi mniej więcej 2,5 tysiąca złotych, bo prawdziwy badacz nie może używać tylko jednego gadżetu.

Często poleca się do duchowych eskapad coś takiego jak Spirit Box. Ma skanować fale radiowe i wyłapywać pojedyncze słowa jakichś bytów. Ale w rzeczywistości jest to kosztująca 800 złotych zabawka, która od razu człowieka dyskredytuje. MH bardziej polecają dobrej jakości dyktafon, który po prostu może uchwycić dźwięki, których ucho nie usłyszy.

Do tego przyda się również niejedna kamera – zwykła i sportowa, która może nagrywać w nocy. A podczas nagrywania przydadzą się też siatki laserowe. Jeśli jakaś zjawa miałaby przejść obok, będzie widać jej zarys.



Można wykorzystać też latarkę ultrafioletową, która ma pokazywać wszelkie ślady, które taki duch by po sobie zostawił, na przykład odciski stóp.

Do tego zestawu dochodzi też miernik pola elektromagnetycznego:



Według MH duchy są na tyle świadome, że potrafią odpowiedzieć na zadawane im pytania. Więc jeśli chcą się z nimi porozumieć, mówią do nich i liczą, że odpowiedź się nagra. Nie wchodzi tutaj w grę nic w stylu tabliczki Ouija, która uważana jest za niebezpieczne narzędzie i jednocześnie nie jest w stanie dać w żaden sposób obiektywnego rezultatu.

Czy oni w to naprawdę wierzą?

Nie wszyscy chcą jedynie spieniężyć swoją pracę i pokazywać ludziom cokolwiek, byle podtrzymać oglądalność. Wręcz przeciwnie, badacze nietelewizyjni muszą wkładać w to sporo pieniędzy i tylko pasja może ich przytrzymać. A ponieważ rzadziej niż częściej coś udaje im się znaleźć, ludzie, którzy traktują to jedynie jako rozrywkę, zazwyczaj albo się wykruszają, albo fabrykują znaleziska. Szczególnie, że ta praca nie polega na przechadzaniu się po eleganckich zamkach. Zwykle celem są opuszczone budynki, brudne, mokre i rozpadające się. Warunki są różne, a nawet jeśli ktoś nie wierzy w opowieści o widmach krzyczących do ucha, to i tak zejście do piwnicy opuszczonego psychiatryka wymaga niemałej odwagi.

Jak robią ludzi w konia

W internecie jest wysyp młodych ludzi, którzy pójdą nocą do „nawiedzonego” miejsca, pokręcą się chwilę i jak tylko usłyszą skrzypnięcie podłogi, lecą na zbity pysk na zewnątrz. A potem opowiadają, jak to duch prawie ich zabił i teraz ich nawiedza. Oczywiście są tacy, którzy się na to nabierają.


Uwielbiany w Stanach program Ghost Hunters jest naładowany duchami. W każdym odcinku można spodziewać się śmiechu dziecka, czy drapiącego obcych po nosie przezroczystego mężczyzny. Jak oni to robią?



Na początek – zawsze szukają duchów w nocy. Tu przemknie cień, tam mignie małe światełko i bach, mamy widmo. Z mroku potrafią wyłaniać się rzeczy, których tak naprawdę nie ma. Poświecenie latarkami w odpowiednim kierunku jest najprostszym sposobem na zmajstrowanie zjawy. Innym łatwym chwytem jest nieznaczne odkręcenie żarówki, żeby mrugała.

Problem w tym, że nawet urządzenia mogą być fałszywkami – pojawiający się wszędzie miernik pola elektromagnetycznego można podrobić i nagle okazuje się, że w każdym kącie pojawiają się zjawy.

A do tego dochodzą szalone opowieści, które nigdy nie miały miejsca. Czasem historia domu nie jest wystarczająco ciekawa, więc trzeba ją podkręcić. Już nie jeden raz udowodniono, że miejsce, które nawiedzał „duch złego mężczyzny, który za życia w wolnym czasie obcinał dzieciom uszy”, nigdy o kimś takim nie słyszało. Ale dzięki takiej opowieści, każdy szmer można interpretować jako szept owego okrutnego mężczyzny i każde otarcie jako dotyk jego wrednych paznokci.



No i właśnie, być może kluczem do wszystkiego jest interpretacja. Kiedy w jednym odcinku poruszyła się lampa, ekipa Ghost Hunters przyznała, że jeden z nich mógł ją przypadkiem kopnąć, co nie przeszkodziło im uznać, że była to aktywność paranormalna.



Ale badacze czasem na coś natrafiają, łącznie z MH. Więc już rolą odbiorcy jest interpretacja, czy jest to stek bzdur, czy może coś w tym jest. Bo nawet dowody, jak nagranie głosu czy latające meble, nie przekonają człowieka, który w to nie wierzy. Ale nie musi w to wierzyć, żeby się bać. W końcu czy nie dlatego lubimy opowieści o duchach?

19

Oglądany: 44708x | Komentarzy: 51 | Okejek: 76 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

16.04

15.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało