Wśród dzikich plemion - byłem na zuluskiej ceremonii
Jakieś dwa tygodnie temu ja, moi znajomi z Iranu oraz znajomy z Zimbabwe dostaliśmy od Lindelaniego, kolegi z uniwersytetu (na zdjęciu - zdecydowanie nie ten w czarnej koszulce), zaproszenie na zuluskie uroczystości. Po prawie 4 godzinach w samochodzie dotarliśmy do zuluskiej wioski leżącej w dolinie na terenie Gór Smoczych, ok. 20 km od granicy z Lesotho.
Załoga naszego pojazdu w prawie pełnym składzie: ja, Rassul oraz Zibusiso. Zabrakło tylko Parisy - żony Rassula. Wyruszyliśmy o godzinie 8:45, a przed nami było ponad 3 godziny drogi - tak przynajmniej zakładaliśmy.
Zaproszono nas na ceremonię wprowadzania dziewcząt w świat dorosłych kobiet. Do wioski mieliśmy dotrzeć przed 12:00, ale życie nie jest takie proste i spóźniliśmy się prawie o godzinę. Dopóki jechaliśmy autostradą, nie było najmniejszego problemu. Swoją drogą, widoczki z okna samochodu podczas jazdy drogą szybkiego ruchu są co najmniej urocze.
A to już sama wioska, do której zostaliśmy zaproszeni, leżąca w dolince między dwoma szczytami. Zaraz po dotarciu na miejsce zostaliśmy poproszeni o zdjęcie nakryć głowy - zgodnie z lokalną tradycją.
Na szczęście przygotowania też się przeciągnęły, więc załapaliśmy się na sam początek uroczystości.
Dziewczęta, w charakterystycznych, czerwonych strojach, udały się ze śpiewem na ustach do małego budynku, w którym zgodnie z ludową tradycją nawiązywały kontakt z przodkami.
W międzyczasie starsze, zamężne kobiety z wioski zgromadziły się przed wejściem do "kapliczki", tańcząc i śpiewając. Niestety nie porozumiewam się w zulu, a nikt nie był mi w stanie powiedzieć o czym dokładnie traktuje tekst przyśpiewki.
Po kilku minutach dziewczęta opuściły chatkę, aby dołączyć do tańców i śpiewów.
A następnie powróciły do środka, w celu dokończenia rytuału.
Na zewnątrz zebrało się za to jeszcze więcej zainteresowanych i zmieniono repertuar.
Zdjęcie robione przez okienko, bo choć nikt nie robił mi problemów podczas robienia zdjęć i nagrywania filmów, to jednak niezbyt dobrym pomysłem byłoby obrażenie gospodarzy w jakiś głupi sposób. Ostatecznie dostałem pozwolenie na wejście do środka, jednak jak się okazało trochę zbyt późno, gdyż młode kobiety - już nie dziewczynki, po kilkunastu sekundach opuściły "kapliczkę" i udały się w procesję wokół sioła.
Z tego, co udało mi się ustalić, ta mantra w czasie pochodu oznacza: "jesteśmy już kobietami". Następną częścią ceremonii były tańce i śpiewy na łące oddalonej od budynków mieszkalnych o jakieś 100 metrów. W tym czasie uczestniczki ceremonii pozbawione zostały czerwonych bluzek i stały się pełnoprawnymi kobietami.
Na sam koniec wszyscy zgromadzili się na centralnym placu, gdzie odbyło się wręczanie prezentów - banknoty za opaskami na głowach oraz kolejne tańce i śpiewy.
Jak wiadomo, dobry gospodarz po uroczystościach karmi swoich gości, a o Zulusach można powiedzieć jedno - karmią smacznie. Na stole królowała wołowina - na potrzeby święta zabito i oprawiono dwie krowy. Zanim jednak jedzenie trafiło na stoły, należało je przygotować. Duża liczba gości oznacza duże gotowanie, z którym poradzono sobie rozpalając spore ognisko:
Dombolo - rodzaj parowanego chleba. Bardzo smaczny i dobrze komponujący się z braai oraz sosami. W smaku przypomina polski chleb, choć jest bardziej wilgotny i gąbczasty.
Grillowana wołowina, w tle prowizoryczny braai:
Gotowane mięso i podroby. Część mięsa gotowano, cześć grillowano, a jeszcze inne kawałki wrzucano na ogień dopiero po ugotowaniu.
Nie mogło też zabraknąć kurczaka:
Większość tak przygotowanego mięsa trafiła do plemiennej starszyzny. Ludzie młodsi i goście z zewnątrz zaproszeni zostali do namiotu, w którym rozstawiono stoły i krzesła.
Jako przystawkę podano nam deskę z mięsiwem, zanim jednak zaczęliśmy jeść, otrzymaliśmy mały instruktaż zuluskiego obycia przy stole w wykonaniu naszego kolegi Paula.
Przyznaję się bez bicia, skłamałem. W sumie to dowiedziałem się o tym dopiero po zakończeniu nagrania, ale jednak skłamałem. Pierwszy kawałek nie trafia na talerz, tylko prosto do ust tnącego. Tak więc posiłek zacząłem od przeżucia kawałka prawie surowej wątroby wołowej - było pycha. Ale najsmaczniejszym posiłkiem było chyba wołowe curry (w KwaZulu-Natal obecne są bardzo silne wpływy hinduskie). Bardzo bogate w smaku i przygotowane z najlepszych kawałków mięsa, rozpływających się w ustach.
Tak wyglądała porcja, którą dostałem:
Do curry serwowany był ryż, kaszka kukurydziana, zasmażane buraczki, trochę warzyw i przecier z dyni, ale nie z takiej normalnej kulistej, a takiej przypominającej w kształcie gruszkę (butternut z angielska - dynia piżmowa wg polskiej wiki). Na deser każdy dostał po kubeczku jogurtu, a na stoły wjechały talerze z domowymi wypiekami.
Oczywiście nie mogło zabraknąć też lokalnej specjalności w postaci piwa:
Z moich ustaleń wynika, iż jego produkcja polega na zalaniu i wymieszaniu "miele meal", czyli mamałygi z zimną wodą. Następnie do napęczniałej masy dodaje się wrzątku i ponownie miesza. Naczynie odstawia się na kilka dni, po czym zbiera się płyn zawierający alkohol i serwuje na zimno. W smaku jest kwaskowate, ale bez drożdżowego posmaku, na co wskazywać mógłby zapach. Alkohol też był niewyczuwalny. W mojej opinii jest to świetny napój orzeźwiający na upalne afrykańskie dni, które przyjdą latem.
Przed odjazdem zostałem poproszony o udzielenie szybkiego wywiadu do rodzinnej kroniki, na co z chęcią przystałem. Usłyszałem też wtedy bardzo miłą rzecz - mieszkańcom wioski jest miło, że biali ludzie w liczbie sztuk trzech pojawili się na ich skromnej uroczystości, usiedli razem z nimi do wspólnego stołu i razem z nimi cieszyli się tym świątecznym dniem. Na koniec jeszcze kilka fotek złapanych w międzyczasie:
Oglądany:
33846x
|
Komentarzy:
30
|
Okejek:
187
osób
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły
25.04
- Faktopedia – Niewidzialny atrament brytyjskiej Secret Service (52)
- Największe obciachy – Trzy miesiące więzienia dla byłego polityka PiS za zabicie psa (31)
- Poznajecie tego słodziaka? – Demotywatory (119)
- Jak rozpoznać 15 popularnych formacji chmur? (6)
- Brazylia pozywa Elona Muska – Co nowego w technologii? (4)
- Pojemniki z sosami na lotnisku we Frankfurcie wyglądają dość dziwnie – Bardzo nietypowe znaleziska internautów (21)
- Szalona historia życia Johna McAfee, miliardera i twórcy programu antywirusowego McAfee (1)
- Skąd wziął się kolor pomarańczowy? (4)
- Fakty, które mogą nauczyć wielu ludzi czegoś nowego (4)
- I weź tu sprzedaj lustro bez ośmieszania się przed całym internetem (1)
- Rzeczy, które zmieniły świat na gorszy (52)
- Niezwykłe spojrzenie na zwykłe rzeczy artysty Redmera Hoekstry (1)
- Azjatki, które mają w sobie to coś (23)
- Przeprowadzono badanie, w którym poproszono uczestników, aby narysowali z pamięci logo znanych marek samochodów (57)
- 9 wyjątkowo głupich sposobów, w jakie ludzie przypadkowo pozbawili się życia (54)
- 7 ciekawostek o Comic Sans - najbardziej znienawidzonym foncie świata (93)
24.04
- Mistrzowie Internetu – Dlaczego w Polsce mamy wschodnie zarobki i zachodnie ceny (279)
- Za mocno kichnąłem i coś strzeliło mi w plecach – Ludzie, którzy mieli bardzo zły dzień (211)
- Najmocniejsze cytaty – Ryszard Petru tłumaczy, że bez sprzedaży alkoholu stacje benzynowe nie przetrwają (130)
- Stopień zniszczenia niemieckich miast w czasie II wojny światowej – Kolekcja intrygujących map (106)
Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą